niedziela, 26 kwietnia 2015

Dwóch

Dla osoby
Która nie wie, czym jest sens jej istnienia. Mam nadzieję, że w końcu go odnajdzie.
Nawet, jeśli ja nie jestem jej częścią...




~*~





- Zabrałeś mnie z nieba do piekła, wiesz?
Od początku go podziwiałem. Był mężczyzną, którym ja nigdy nie miałem szansy się stać. Paradoksalnie kimś, kogo potrzebowałem tak bardzo, chociaż sam wmawiałem sobie, że to nieprawda. Miłość to wymysł ludzi, nie ma jej nawet na drabinie potrzeb. Jego ramiona były po prostu ciepłe i silne, melodia w głosie pomagała podczas bezsennych nocy, a uśmiech odganiał wszelkie złe myśli. To wszystko. 
Był wszystkim, czym ja sam nigdy nie chciałem się stać - bezmyślnie zakochanym idiotą. Nieuczciwe.
- Czym było dla ciebie niebo? Poprawczak? - ta sama rozmowa od ponad dziesięciu lat. Wyjął kolejnego papierosa z paczki, wsadził go do ust, ale nie zapalił. Trzymał go w nich tak długo, jakby tym właśnie chciał zmusić mnie do odpowiedzi. Zapalniczka leżała zapomniana dosłownie parę metrów od niego... Powinienem po nią sięgnąć, czy razem oprzeć dłoń na jego kolanie? 
- Nie udawaj, że jesteś tu mądrzejszy. - przywołałem kpiący uśmiech, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Zachodzące słońce rzuciło jasną poświatę na jego zniszczone włosy. Kiedy postanowił przefarbować je na fioletowo? Nie pamiętam, to było dawno. Bardzo dawno. Nowy Jorku, czy ty to pamiętasz?
Fałsz, od ponad miesiąca zwiedzaliśmy Zachodnie Wybrzeże nawet nie sprawdzając, w jakim mieście obecnie się znajdujemy. Zresztą, czy to ważne? Mieliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy, to wiedza dodatkowa, która mogła albo nas ocalić, albo zniszczyć. Żyliśmy jak przestępcy, ale daleko nam do Bonnie i Clyde. To absurdalne porównanie momentalnie sprawiło, że zacząłem się śmiać. I to właśnie ta myśl sprawiła, że w końcu odpowiedziałem:
- Mógł być. - uniósł pytająco brwi i odłożył papierosa na swoje miejsce. Ta sama paczka od dziesięciu lat. To samo słońce od dwudziestu pięciu.
Tej nocy żaden z nas nie zmrużył oka.







Yongguk nie był agresywnym człowiekiem. Kochał dzieci, przyrodę, piękne rzeczy, ale jego uderzenia były jak pocałunki. Moja skóra płonęła tą samą barwą co usta. Nie bał się o mnie, niby dlaczego? Czy byłem z porcelany? Szkła? Papieru? Moje myśli mogły być papierowe, ale słowa były ze złota. Tak przynajmniej twierdził.
A ja ufałem mu bezgranicznie.
Żyję paradoksem.






- Widzę, że próbowałeś napisać testament. - pognieciona, przypalona na boku kartka wylądowała między nami na naszym dość prymitywnym łóżku. Wyplątałem się z pościeli i zerknąłem na słowa, teraz dla mnie zupełnie obce, ale faktycznie - kiedyś napisane przeze mnie. Leniwy uśmiech wślizgnął się na moją twarz, całkowity absurd.
- Tak, to prawda...
- Czemu go nie dokończyłeś?
Tym razem papieros między jego wargami był zapalony, zapach popiołu wypełnił moje nozdrza. Rozkoszowałem się nim najlepiej jak potrafiłem, obiecywał stabilizację, wieczność, dom...
- Przecież nie nic nie mam. - odparłem, zgniotłem kartkę i przystawiłem ją do papierosa pozwalając, by ponownie zajęła się ogniem. - Ani nawet żadnej osoby, której mógłbym to zapisać... 
Rzuciłem kartkę do kosza na śmieci i zająłem się obserwacją płomieni rozświetlających niewielkie pomieszczenie, pogrążone w mroku i dymie. Sekundę później Yongguk przysiadł na krawędzi łóżka i wyciągnął dłoń, aby dotknąć serii siniaków na moim ramieniu. 
Stabilizacja, wieczność, dom.
- A ja? - spytał cicho, cichutko, wręcz niedosłyszalnie.
- Ty? 
- Tak, ja.
- Ty masz wszystko. Nic więcej ci nie potrzeba.
Wszystko, co należy do mnie.






Kalifornia wydawała się być taka smutna. To musiała być Kalifornia. Zapach dymu, spalonego grillowanego mięsa, spoconych ciał na plaży i seksu - tak przynajmniej jej zapach opisują książki. Ale równie dobrze to mógł być znowu Nowy Jork, a raczej jego obrzeża - życie to nie książki. Napisać je przecież mógł ktoś, kto nigdy w życiu nawet nie był w Kalifornii. Filozofia prawdziwego istnienia dla takiego człowieka jest czymś niezrozumiałym, dlatego umiejscawia swojego bohatera w jednym świecie, podczas gdy istnieją ich miliony... Przecież to takie proste. 
Prawda?
- Powinniśmy kupić coś do jedzenia. - Yongguk rysował coś na kartce wyrwanej z notesu, czarny długopis wyraźnie przerywał, denerwując w tym jego właściciela. Zareagowałem szerokim uśmiechem i wygodniej rozsiadłem się na kocu. Pogoda była piękna, słońce przygrzewało, gdyby nie ten zapach... Przymknąłem powieki dokładnie w momencie, w którym mężczyzna na mnie spojrzał. - Kiedy w końcu przyznasz, że mnie kochasz?
- Słucham? - spytałem leniwie, nawet nie otworzyłem oczu.
- Przecież...
- Yongguk. Nie rozmawiajmy o miłości w takim momencie. Psujesz chwilę.
Słońce niedawno wzeszło, a ja już pragnąłem, by znowu się schowało...







Nasza historia była inna. Nikt nas nie gonił, niczego nigdy nie ukradliśmy, nikogo nie zabiliśmy. Nawet nie uciekaliśmy przed nikim. Można powiedzieć, że to właśnie życie przed nami uciekało, niemożliwie szybko. Cokolwiek byśmy nie robili, nie potrafiliśmy go złapać. Nie mogły tego zmienić żadne nadpalone pety, niedokończone rysunki, niezliczone siniaki, niedopowiedziane odpowiedzi. Zupełnie jakby nie istniało, a my byliśmy nieśmiertelni w swojej nieegzystencji. Yongguk cały czas powtarzał, że wciąż możemy wrócić, przestać jeździć w kółko - przecież mamy rodziny, które na nas czekają. 
Ten mężczyzna czasami jest niesamowity.
Potrzebowałem jego, ale nie jego miłości. Moja własna filozofia podpowiadała mi co mam mówić i robić, żeby tylko trzymać się tej myśli. Bang Yongguk jest cierpliwym facetem. Zniesie wiele, w tym nasze porażki, do których ja nigdy się nie przyznałem.
- Himchan... - cichy szept nad moim uchem przypominał mi, jak mam na imię. Miałem wrażenie, że istniało tylko po to, aby on je wypowiadał. Otworzyłem oczy, słońce ponownie zaszło za horyzont. Jego włosy były równie zniszczone co wcześniej.
Stabilizacja. Bezpieczeństwo. Dom...
- Tak?
- Przyznaj to. Chociaż raz. - pocałował mój rozpalony policzek, szyję, ucho, ramię... - Proszę. Błagam. Wiesz, że bez tego umrę.
Nie mogliśmy się wycofać, dziesięć lat to zbyt długo by oddać coś, co się pożyczyło. Być może to był nasz jedyny grzech - wzięliśmy coś, co nie należało do nas. Tym czymś było Życie, które tak panicznie próbowaliśmy złapać na drugim końcu świata... Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się delikatnie. 
- To będzie nas już dwóch...

Może to nie było niebo, ale byłem bliżej osiągnięcia go niż kiedykolwiek wcześniej...

8 komentarzy:

  1. Jeeezuuu mistrzostwo jak zwykle *_* Nie wiem jak Ty to robisz,ale kocham Twoje ff każdą cząstką siebie.Mam nadzieję,że teraz w końcu ludzie zaczną Cię doceniać :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam opowiadania wychodzące spod Twojej ręki. Intrygują mnie, są piękne i niezwykle inspirujące. Jest w nich coś magicznego, co powoduje, iż nie mogę oderwać wzroku, pragnę poznać ciąg dalszy.
    I tak jak padło wcześniej - mam nadzieję, że ludzie zaczną doceniać Twoje prace. Czytałam naprawde wiele ff, ale do Twoich zawsze wracam, ponieważ wciąż zachwycają mnie w taki sam sposób, jakbym czytała je po raz pierwszy.

    Twój blog jest wyjątkowy, życzę Ci jak najlepiej, aby się szybko rozwinął. Takich ludzi powinno być więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety szczere i prawdziwe. Yongguk jak zwykle beznadziejnie romantyczny, a Himmie... W głębi serca bał się przyznać przed sobą na głos co czuje. To byłoby jak przypieczętowanie tego, a bał się, że przez to to się zatrzyma w jakiś sposób.

    OdpowiedzUsuń
  4. O to mi właśnie chodziło, brawo. I dziękuje :)

    -Y.

    OdpowiedzUsuń
  5. tak po pierwsze to podoba mi się dopasowanie tytułu do treści, może znaczyć bardzo wiele po przeczytaniu tego cuda. uwielbiam jak ktoś tak mądrze pisze i wplata w to wiele porównań i gestów oraz fakt, że pomimo że tekst nie wygląda spójnie to taki jest (mam nadzieje, że mnie zrozumialaś, to oczywiście plus). banghim wpasowal sie w to pieknie. przedstawienie yongguka jako takiego troche nieudolnego romantyka jest takie trafne? tak to moge nazwac. no i himchan, to tez dla mnie czlowiek zagadka, wiec podoba mi sie jego postac w tej miniaturce. hm, po przeczytaniu tego chcialam wiele napisac, ale teraz brakuje mi slow. to bylo po prostu swietne, czekam na wiecej prac od ciebie, poniewaz są naprawde mądre i przemyslane, az milo sie to czyta. (przepraszam za brak polskich znakow)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Twoje ff, są takie... przemyślane, spójne, wszystko do siebie pasuje.
    Jeśli miałabym opisać to, co działo się w mojej głowie, gdy to czytałam, to była to pustka. Takie melancholijne nic. Zrobiło mi się smutno, ale nie potrafię powiedzieć, co dokładnie odczułam, bo mam wrażenie, że moje emocje gdzieś zniknęły.
    A one shot jak zwykle wspaniały!
    Z pewnym niepokojem stwierdzam, że przed Ciebie zaczynam lubić BangHim.... ._.
    A ja tak się zarzekałam, że yaoi nie polubię....
    Chociaż nie, jednak zostanę przy swoim xd będę tylko BangHima lubić xd
    Weny~

    OdpowiedzUsuń