Lana Del Rey - Money Power Glory
_____________________________________
Jongup często obserwował swoją nową drużynę przy pracy. Z jego perspektywy wyglądali jak zwykła grupa urzędników w bardzo obskurnym i od lat niesprzątanym biurze; Yongguk porządkował papiery, od czasu do czasu niszcząc pojedynczą kartkę (z tym, że nie w niszczarce, ale podpalał je nierozłączną zapalniczką i pozwalał spłonąć), Himchan sporządzał notatki w swoim notesie, Daehyun wykonywał telefony, zazwyczaj zaczynające się od "Witam, z tej strony Bae Yookyung z firmy telekomunikacyjnej, czy mógłbym przedstawić panu naszą ofertę?', Youngjae siedział ze swoim laptopem na kolanach i, zagryzając jabłko, nie odrywał oczu od ekranu, Junhong natomiast co jakiś czas tylko wchodził do pomieszczenia, aby przynieść komuś kawę lub butelkę piwa, po czym wracał do korytarza, w którym mozolnie polerował broń. Lufy pistoletów musiały błyszczeć, nie powinny mieć żadnego zadrapania, żadnego śladu smaru, żadnej zabłąkanej, pojedynczej kropelki krwi...
Jedynie Jongup miał niewiele do roboty. Siedział wygodnie w fotelu ze złożonymi rękoma, początkowo czekając na rozkazy, jednak kiedy takowych nie otrzymał, postanowił zająć się czystą obserwacją. Zresztą, najwidoczniej nikomu wcale nie przeszkadzał. I tak właściwie nie miał nic lepszego do roboty.
- Mam. - powiedział po pewnym czasie Youngjae, odchylił się na krześle i przeczesał palcami gęste włosy. Jego oczy były zmęczone i przekrwione, widocznie potrzebował snu. - Facet, który nie zapłacił nam za zlecenie, siedzi obecnie w Nowym Jorku. Sprawdzenie, gdzie się zakwaterował, zajmie mi tylko kilka sekund. Nie mogę uwierzyć, że kropnęliśmy jego współpracownika, a on tak po prostu zwiał...
- Jego firma jest na progu bankructwa, pewnie po prostu nie miał z czego. - prychnął Daehyun, odkładając telefon na stolik i chwycił do ręki butelkę z alkoholem. - Nowy Jork mówisz... Długo tam nie posiedzi.
- Oczywiście, że nie. - powiedział Yongguk, chowając do kieszeni swoją drogocenną zapalniczkę i posłał Himchanowi szeroki uśmiech. - Wiesz, co robić?
Himchan westchnął cicho, nawet nie podnosząc na niego wzroku. Pokiwał jedynie głową i zamknął gruby notes, ołówek zakładając za ucho i powoli podniósł się z fotela. Na jego twarzy malowało się coś pomiędzy dreszczem emocji, a dziwnie pospolitym zrezygnowaniem.
- Naturalnie. Jae, zabookuj mi bilet do Nowego Jorku.
- Chwila. - Yongguk zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na Jongupa, wciąż swobodnie rozwalonego na czyimś drogocennym fotelu. - Moon, leć z nim.
- Myślisz, że powinniśmy się go pozbyć? - spytał Junhong, zaglądając przez otwarte drzwi do środka. Yongguk w odpowiedzi uśmiechnął się promiennie i równie wesoło odparł:
- Naturalnie. Musimy w końcu jakoś odebrać zapłatę za naszą ciężką pracę, prawda?
Tylko Himchan po raz kolejny odparł: "naturalnie".
Tego dnia było strasznie, potwornie, Daehyun powiedziałby: "wręcz chujowo" zimno. Youngjae odstawił ich obu na lotnisko i kazał uważać na siebie, jakby mieli po pięć lat. Jongup nie potrafił zignorować spojrzenia, jakie mu posłał; długie, uważne i nieufne. Odpowiedział promiennym uśmiechem i wzruszył ramionami, podążając za Himchanem w kierunku hali odpraw.
Himchan wydawał się być dziecinnie podekscytowany. Jongup momentalnie zauważył, jak bardzo jego elegancki ubiór i postawa kontrastowały z lekko zarumienioną, wyraźnie oczekującą widoku Nowego Jorku twarzą. Mógł na niego patrzeć godzinami. Podekscytowany jak małe dziecko, Kim Himchan nie zdążył najwidoczniej wyrosnąć całkowicie ze swojego nimfięctwa, a Moon Jongup jako młodszy, bardziej nowoczesny Humbert Humbert cieszył tym widokiem oko bardziej, niż kiedykolwiek. Całe szczęście, że lot był długi i przyjemny, Youngjae oddał im przysługę, rezerwując miejsca w pierwszej klasie.
- Pamiętaj, co masz zrobić. - przypominał mu co jakiś czas Himchan, przeglądając pokładowe gazetki, lub bawiąc się małym guzikiem przy rękawie płaszcza. - Ja mam go tylko wywabić, ty zrobisz resztę. Pamiętaj, to już nie są żarty, tylko poważna misja w innym kraju, na zupełnie innym kontynencie. Jeśli zawiedziesz...
- Tak, tak, wiem. Będziemy w czarnej dupie. - uśmiechnął się szeroko widząc, jak marszczy się na dźwięk tego kolokwializmu. - Będzie dobrze, Channie. Zobaczysz.
Himchan momentalnie wyprostował się na siedzeniu, składając dłonie na udach i zupełnie na niego nie patrząc, odparł sucho:
- Nie mów tak do mnie. Jestem starszy od ciebie, używaj formy "hyung".
- Naturalnie... hyung.
Podczas tego wyjazdu Jongup miał jeszcze wiele okazji, aby napatrzeć się na Himchana do woli. Obserwował, jak z niespotykaną wręcz gracją rozpakowywał ubrania, kosmetyki, notesy i przypory do pisania, układając wszystko w nienagannym porządku na swojej części pokoju hotelowego. Patrzył, jak marznie z eleganckim, lecz niezbyt przydatnym na ujemne temperatury płaszczu na roku Piątej Alei, gdzie czekali właśnie na taksówkę. Przyglądał mu się z niemałym podziwem, kiedy w jednym z barów kokietował ich wspólną ofiarę, przy okazji wyjmując ukradkiem samemu zainteresowanemu portfel z tylnej kieszeni spodni, wraz z wszystkimi czekami i dokumentami, których potrzebowali. Błysk orzechowych oczu w jego stronę był znakiem, że teraz pora na jego część roboty. Tej najbrudniejszej, rzecz jasna. Zimna spluwa spoczywała leniwie w kieszeni płaszcza, gotowa do dzieła, zniecierpliwiona równie mocno, co jej właściciel.
Himchan przez cały wyjazd bardzo rzadko się do niego odzywał. Jongup dla odmiany zasypywał go pytaniami, chociaż wiedział, że większość zostanie bez odpowiedzi. Nie przeszkadzało mu to. Ostatniej nocy siedział do późna ze szklanką whisky na kolanach, obserwując rozkosznie pogrążonego we śnie starszego chłopaka. Światła Nowego Jorku tańczyły na jego spokojnej, niewinnej, pięknej twarzy, którą Jongup był tak bardzo zaintrygowany. Delikatny uśmiech zaczaił się na jego ustach, do których raz po raz przykładał zimną krawędź szklanki. Cierpki alkohol rozgrzewał go od środka, czuł, że mógłby tu zostać jeszcze dłużej. Himchan ewidentnie kochał Nowy Jork, ale czy bardziej niż swoją pracę? To wciąż jeszcze stanowiło zagadkę. Po pewnym czasie, tuż przed świtem, Jongup podniósł się z fotela i spojrzał na wciąż jeszcze nienagannie pościelone łóżko, ostatecznie rezygnując ze snu. Wygrzebał z kieszeni płaszcza Himchana jego prywatny telefon i odblokował klawiaturę. Wcale nie zdziwiło go to, co znalazł na tapecie. Jego uśmiech jedynie się poszerzył, kiedy odkładał go z powrotem, w zamiarze nienaruszania jeszcze bardziej jego i tak już zdrowo nadszarpniętej prywatności.
- Doskonała robota.
Yongguk poklepał ich obu po ramionach i, z szerokim uśmiechem, odebrał od Himchana portfel i w całości już zapisany notes z widokiem Nowego Jorku. Jongup pamiętał, że podczas lotu cały czas w nim notował, najprawdopodobniej nawet wtedy, kiedy Jongup słodko odsypiał bezsenną noc.
- Powinniście iść odpocząć. Pewnie jesteście mocno zmęczeni. - powiedział Daehyun marszcząc brwi, na co Jongup miał ochotę prychnąć.
- Nie, w porządku. - Himchan pokiwał głową. - Na pewno jest coś jeszcze do zrobienia...
Yongguk wzruszył ramionami i czym prędzej wrócił do swojego porządkowania papierów, nie zwracając już na żadnego z nich uwagi. Daehyun bąknął coś pod nosem o wypłacie, co najwidoczniej miało być swego rodzaju żartem, jednak zrozumiał go tylko Youngjae, uśmiechając się cierpko. Junhong przyniósł Himchanowi kawę i szepnął mu coś na ucho, czego Jongup niestety nie był w stanie dosłyszeć.
- Mógłbym obejrzeć twoją broń? - zwrócił się po chwili do niego najmłodszy. Jongup zamrugał powiekami i uniósł pytająco brew.
- Słucham?
- Twoja broń. Chcę ją wyczyścić. Wiesz, w razie czego. - wyciągnął ku niemu dłoń, na której po kolejnych kilku sekundach niepewności położył swoją ukochaną spluwę.
- Zadbaj o nią, proszę. - mrugnął do niego, gdy chłopak odwrócił się na pięcie, aby wrócić do swojego korytarza, który najwidoczniej był najbardziej odpowiednim miejscem do czyszczenia broni.
Jongup natomiast usiadł w swoim (nie do końca) fotelu i w spokoju znowu obserwował pracę tego pseudobiura "rachunkowości", gdzie każdy, jakby nigdy nic, wrócił do swoich obowiązków. Fascynowali go ci ludzie. Oddani swojej pracy, chociaż nie jeden z nich mógł zrobić wielką karierę w korporacjach ze swoimi umiejętnościami. Jednak zdecydowanie najbardziej fascynował go sam Kim Himchan, który nie mówił o sobie zbyt wiele, a Jongup i tak rozgrywał go z dnia na dzień coraz bardziej, kawałek po kawałku. Kiedy ten podniósł wzrok ze swojego notesu i przypadkowo na niego spojrzał, Jongup posłał mu zawadiacki uśmiech, który oczywiście został przez niego całkowicie zignorowany.
Nic nie szkodzi. Nie szkodzi, serio, to nic takiego...
Moon Jongup jest bardzo niecierpliwym człowiekiem.
Jeśli coś mu się należy, to dąży do tego, aby jak najszybciej to dostać. Nieważne, czy chodzi o nagrodę, obietnicę, czy zwykłą zachciankę. W tym momencie sam nie wiedział, którą z tych rzeczy jest Kim Himchan. Czekał na niego, niecierpliwie, aż Jongup sięgnie, aby go dorwać. Kim Himchan, tak wielce Nieszczęśliwy Człowiek... Skomplikowany w swojej prostocie, pachnący drogimi perfumami i tanim uczuciem, pieniędzmi, obcymi facetami i tuszem do pióra.
Moon Jongup był bardzo zaintrygowanym, niecierpliwym człowiekiem.
Waaaaaaa najsu, najsu *-*
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem jak to skomentować, wiem tylko, że Jongup mnie irytuje, Himchan fascynuje, a to co ma się między nimi wydarzyć mnie niepokoi. Jongup jest tajemniczy, niebezpieczny, sprytny i, tak jak piszesz, niecierpliwy. Komuś takiemu nie potrzeba wiele by rozpętał piekło. Szczególnie gdy Himchan traktuje go zimno i z dystansem.
Meh, meh, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ciąg dalszy. Weny~~~
Zazdroszczę Jongupowi, też bym tak chciała bezkarnie poprzyglądać się KHC XD Jestem ciekawa co sobie w tym notesie pozapisywał i co miał na tapecie??? :-):-) Jongup bez broni jak bez ręki, a fotel rozumiem już sobie przywłaszczył, trochę jak kot w nowym domu.
OdpowiedzUsuńSame Moon, też jestem niecierpliwa. Czekam na więcej :D I w sumie się zastanawiam jak to jest u nich z tym zaufaniem i czy to będzie jakoś przetestowane. Weny życzę!
Zaintrygowała mnie bardzo jedna rzecz. Junhong powiedział, że chce wyczyścić broń Jongupa tak na wszelki wypadek. Na wszelki wypadek czego? Przecież, jak będą go szukać za to morderstwo i znajdą przy nim broń wiadome będzie, że należy do niego, szczególnie, że zdążą nazbierać się nowe odciski palców. Może "Yongguk i banda" chcą mieć jakisz haczyk na Jungupa, tak na wszelki wypadek...
OdpowiedzUsuńTak tylko spekuluję xd
Powodzenia!
http://cnbluestory.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZnalazłam ten blog dosłownie przedwczoraj, a już przeczytałam wszystkie Twoje ff i muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrych opowiadań. Masz cudowne, oryginalne pomysły, Twoi bohaterowie są niespotykani i wyraziści, piszesz lekko, potrafisz zaciekawić, wywołać przeróżne emocje, a nawet zmusić do refleksji. Proszę, nie przestawaj pisać - robisz to świetnie i ciągle doskonalisz swoje umiejętności, ponieważ z opowiadania na opowiadanie widać, że są coraz lepsze. Dawno nie komentowałam żadnego bloga w taki sposób, ale ten zasługuje na to w stu procentach.
OdpowiedzUsuńA na kolejny rozdział Hit the Road J czekam z niecierpliwością ;)
Chciałabym napisać coś konstruktywnego ale mogę chyba tylko przeprosić za chaos... bardzo podobają mi się Twoje tesksty i uratowały mi ostatni tydzień. Przyciągnął mnie tu niedosyt banghima ale na pewno zostaje na dłużej
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej chcę to czytać <3
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu g e n i a l n e ♥♥♥