czwartek, 18 czerwca 2015

00:01 [3/3]

Dziękuję wszystkim za komentarze! Nie mam czasu zbytnio, aby odpisać na każdy po kolei, ale są dla mnie bardzo ważne.
Cieszę się, że rozumiecie i szukacie.


~*~


1 maja 1940






Wiosna nadeszła, a zostawiając ponurą zimę daleko za sobą, każąc schować grube płaszcze do szafy i oszczędzać węgiel. Miasto nabrało kolorów, wciąż nieco wyblakłych i niewyraźnych, ale wyglądało o niebo lepiej. Przywodziło na myśl impresjonistyczne pejzaże, którym trzeba się dokładnie przyjrzeć, aby dokładnie wyobrazić sobie całą scenerię. Tak właśnie w tamtym okresie wyglądał Paryż - jak zwykle głośny, elegancki i brudny, ale zdecydowanie weselszy.
Prawdę powiedziawszy Youngjin nie przepadał za spacerami, ale w tym okresie wybierał się na nie chętnie. Gdy tylko miał czas (pomiędzy wielogodzinną pracą w fabryce, a opieką nad Joonyoungiem) wyruszał na nie, poznając coraz to nowsze tajemnice tej ogromnej metropolii. Czuł się nią przytłoczony, ale nie obrzydzony. Nie ruszały go ciemne zaułki, podejrzane uliczki i brudne szlaki, w które niekiedy się zapuszczał. Widywał gorsze rzeczy, teraz mógł tylko podziwiać tych ludzi i to, co wojna z nich zrobiła. To nie ich wina, Youngjin nie potrafił się na nich gniewać - bo niby za co? Bogaci ją rozpętali, ale wysłali biednych, aby było taniej. Czy to nie paradoks? Gdyby mężczyzna mógł zaśmiać się na głos, pewnie by to zrobił.
Rzadko pozwalał Joonyoungowi samemu wychodzić z domu. Bał się, że tamte obślizgłe łapy znowu mogą go pochwycić, ale tym razem nie będzie w stanie go uratować i przepadnie na zawsze. Starszy początkowo nie chciał się zgodzić, krzyczał, że przecież też musi zarabiać i jeśli Youngjin myśli, że mu cokolwiek zabroni, to jest w błędzie. Młodszy milczał, to oczywiste. Nawet gdyby potrafił coś powiedzieć, nie zrobiłby tego. Zamiast tego zamknął drzwi na klucz i przytulił go do siebie, pozwalając mu się wypłakać w ramię.
Tamtej nocy Joonyoung płakał po raz przedostatni. Już nigdy więcej Youngjin nie widział jego łez.
Młodszy zatrudnił się w fabryce obuwia, usytuowanej niedaleko ich domu, na całe szczęście. Płaca nie była wysoka, ale obaj wcale nie potrzebowali więcej. Wystarczyło na jedzenie, węgiel i drobne prezenty, którymi Youngjin od czasu do czasu obdarowywał Joonyounga - czy to tabliczka czekolady, bilet do teatru, nowe buty, ukradkiem schowane w kieszeniach po pracy, albo nawet kwiaty. Najczęściej były to róże, krwistoczewone i przepiękne. Youngjin za każdym razem gdy je mu wręczał pragnął wygłosić mowę, zasypać go komplementami, ale mógł jedynie napisać kilka słów na liściku i uśmiechnąć się czule. Wiedział, że to za mało, ale starszy nigdy nie narzekał. Jego uśmiech z dnia na dzień stawał się coraz bardziej szczery i jaśniejszy, Joonyoung zapominał o całym nieszczęściu, jakie go w życiu zastało. Dotarło do niego, że mógłby tak zostać już na zawsze i nie przejmować się niczym innym dookoła...
To właśnie przez ten okres Youngjin był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.




10 maja 1940






"Coś się dzieje."
Tego dnia Youngjin nie poszedł do pracy. Fabryka była zamknięta z powodu awarii maszyn, na szczęście mieli wznowić produkcję już w następny dzień. Joonyoung jeszcze spał, młodszy został więc sam na sam ze swoimi myślami, kubkiem zimnej herbaty i dziwnie spokojnym wiatrem, wpadającym przez okno w pokoju. Czuł, jakby przez jedną noc atmosfera w całym kraju się zacieśniła, dosłownie nie było czym oddychać. Przygryzał wargi niemal do krwi, nie wiedział, co się dzieje, ale miał dziwne wrażenie, że to coś bardzo, bardzo złego...
Youngjin miał zaledwie roczek, gdy zakończyła się Pierwsza Wojna. Na dobrą sprawę nie pamiętał nawet, o co w niej chodziło. W szkole coś o tym mówili, ale nie przykładał nigdy wielkiej wagi do tego, co już się zdarzyło i być może nigdy nie wróci. Nie mógł przecież wiedzieć, że kilkanaście lat później sam znajdzie się w centrum samego piekła, o którym nikt już nigdy więcej nie chciał słyszeć. Europa była wtedy dla niego zbyt odległa, egzotyczna, wielka i doniosła. To nie jego świat, nie jego dom.
Jak wiele rzeczy się zmieniło...
Joonyoung wstał po ósmej, ubrał się i usiadł obok niego na kanapie. Spojrzał mu w oczy i po chwili zastanowienia pocałował go mocno w usta.
"A to za co?" - chciał spytać Youngjin, nie kryjąc zdziwienia na twarzy. Kolejny przepiękny uśmiech zagościł na wciąż jeszcze zaspanych wargach starszego, który westchnął i pokręcił głową.
- Na dzień dobry. Po prostu chciałem się przywitać... Ładny mamy dzisiaj dzień, prawda?
Youngjin bardzo chciał przyznać mu rację, ale dosłownie w tym samym momencie poczuł w nozdrzach ostry zapach popiołu, dymu i krwi.
Mógł więc go tylko przytulić go siebie i modlić się o bezpieczeństwo.





10 czerwca 1940





- Niemcy są obecnie na morzu. - rzekł Górnik, oglądając trzymaną w dłoni cholewkę z każdej strony. Jego perfekcyjne oko nie pomijało żadnej skazy, precyzyjnie oglądał każdy jeden fragment, naprawiając go najlepiej jak potrafił, gdy tylko było to potrzebne. W sumie nikt nie wiedział, skąd wzięło się jego przezwisko. Po fabryce krążyło wiele legend, zarówno tych ciekawych jak i mniej, ale o tego staruszka już dawno przestano się pytać. Każdy znał Górnika, Górnik znał każdego. Chociaż mógł z nim nigdy przedtem nie rozmawiać, mechanizm działał - zupełnie jakby mężczyzna był wszędzie i zawsze. Przerażające.
Youngjin chwycił pastę do butów i podniósł wzrok na jego siwe włosy. Górnik w końcu odłożył doskonałą wręcz cholewkę na bok i westchnął, opierając łokieć na blacie. Jego przenikliwe spojrzenie prześlizgnęło się po sylwetce chłopaka, zupełnie jakby sprawdzał, czy słucha go wystarczająco dokładnie.
- Po Rouen zmienili zupełnie kierunek, skurwysyny... Masz radio, pewnie słyszałeś o tym, nie? Szkoda, że jestem już za stary na walkę... Pokazałbym im, co to bitwa, tak jak kiedyś... - sięgnął po następny element, ze zrezygnowaniem obracając go w dłoniach. Youngjin kompletnie zapomniał, że trzyma pastę w dłoniach i powinien właśnie robić z niej pożytek. Chciał go dalej słuchać, mimo iż mężczyzna czasami przesadzał i aż nadto się wychwalał, robił to w taki sposób, że nie można było oderwać uszu od jego opowieści. - Pamiętasz, jak ci opowiadałem o oficerze, który był takim tchórzem, że podczas ofensywy nie wychodził z namiotu? Hańba, dosłownie hańba. Gdybym tylko miał wtedy jakąś władzę, w życiu bym na to nie pozwolił...
Prawdę powiedziawszy, Youngjin rozumiał co drugie słowo, ale sprawnie domyślał się, o co chodziło Górnikowi. Dzięki Bogu, jego francuski był wyraźny. Chłopak pracował nad nim, chociaż nie mógł ćwiczyć wymowy, Joonyoung często mówił do niego w tym języku. W ustach starszego brzmiał pięknie. Przywodził na myśl szelest wiatru, śpiew ptaków i szum morza, ogólny spokój i harmonię. Głos Górnika był nieco szorstki, ale i tak słownictwo przypominało mu Joonyounga. Był wszędzie. Dosłownie. Zawsze przy nim.
Górnik odłożył cholewkę i po raz kolejny spojrzał Youngjinowi głęboko w oczy.
- To się szybko nie skończy, wiesz o tym?
Chłopak pokiwał głową.
Postanowił posłuchać tego mądrego człowieka.







Ta noc była wyjątkowo chłodna jak na czerwiec. Na dworze panowała całkowita cisza, nic więc dziwnego, że Youngjin słyszał każdy pojedynczy oddech, westchnienie, nawet uderzenie serca chłopaka leżącego nad nim na kanapie. Podniósł się do siadu i spojrzał na jego twarz, czule pogrążoną w półmroku. Joonyoung nie spał. Najwidoczniej nie mógł. Powoli otworzył oczy i spojrzał na młodszego ze zdziwieniem.
- Czemu nie...? - urwał. Youngjin patrzył na niego z takim spokojem i uczuciem, że aż zadrżał, niekoniecznie z zimna. Jego ramiona wyciągnęły się w jego kierunku, młodszy ujął je z oddaniem i przysiadł na krawędzi mebla. Schował twarz w pachnących włosach, świat ponownie zamknął się jedynie na nim i na bezbronnej postaci w jego silnych ramionach. Ciche westchnięcie ponownie wytoczyło się z ust Joonyounga, zabrzmiało jak delikatna prośba, którą tylko ten jeden, jedyny chłopak na świecie mógł spełnić.
Ta noc była wyjątkowo chłodna jak na czerwiec, ale już żaden z nich nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Pogrążeni w swojej własnej namiętności, przyspieszonym oddechu, pewnym dotyku i delikatnych jękach sprawili, że trwała przez całą wieczność. Na te kilka chwil czas się zatrzymał, nie liczyło się nic poza tym. Zupełnie jakby wojna była złym snem, Paryż wspomnieniem, a małe, brudne mieszkanie iluzją. Och, kto z nas by się nie zatracił w takim momencie... Kto z nas nie chciałby tego przeżyć?
Youngjin był szczęśliwy, dziękował Bogu za każdą sekundę, w której mógł go dotknąć, pocałować, usłyszeć. Żałował, nie nie mógł zrobić tego prędzej, że tyle zwlekał, w obliczu absolutnego końca nareszcie się na to zdobywając. Ale Joonyoung nie miał mu tego za złe. Ani wtedy, ani później, nawet gdy został już kompletnie sam.
Skończyli w tym samym momencie, przyspieszone oddechy były wręcz magicznie zsynchronizowane. Youngjin podniósł się na dłoniach i popatrzył na rumianą z wysiłku twarz chłopaka. Wciąż była piękna. Tak niesamowicie, arystokratycznie, grzesznie. Pocałował go w czoło i już miał położyć się obok, gdy usłyszał cichy szept:
- Jesteś aniołem, Youngjin...






22 czerwca 1940







Tik tak, tik tak.
Leniwe bicie zegara w opuszczonym mieszkaniu.
Tik tak, tik tak, tik tak. Gong.
Południe.


Ojciec Joonyounga nigdy nie napisał. Zmarł krótko po tym, jak dowiedział się o tym, że jest bezpieczny. Tak naprawdę nigdy nie chciał, aby wrócił. Wiedział, że nie byłby wtedy szczęśliwy. Chciał dla niego jak najlepiej, dlatego wysłał Youngjina - jedynego człowieka w tym kraju, który mógł to zrobić. Zostawił swojego syna pod jego opieką wiedząc, że podjął dobrą decyzję. Najlepszą.

Gong. Gong. Gong.

Za dosłownie kilka minut Francja ma ostatecznie skapitulować. Mieszkanie jest puste, nikt nie wie, gdzie podziali się jego lokatorzy. Mogą być zarówno wszędzie, jak i nigdzie. W drodze na północ, południe, wschód, zachód, w niewoli, na wolności, na morzu, na lądzie, w pociągu lub wozie. Nikt nie dbał o to, nikt ich nie szukał. Nie w momencie, w którym w całym mieście zginęły miliony takich ludzi jak Joonyoung i Youngjin.
Miliony? Nie przesadzajmy...
Obaj byli wyjątkowi. Gdyby nie stanowiło to faktu tak oczywistego, ta opowieść nigdy nie zostałaby spisana. Czy to nie zabawne? Ludzie, o których prawie nikt nie miał pojęcia, schowani przed całym światem w tym małym, brudnym mieszkaniu, stali się bohaterami.
Nikt im nie postawi pomników.
Po co?


Kim Youngjin miał dwadzieścia pięć lat, gdy zmarł.
Ha Joonyoung dziewięćdziesiąt pięć.


Tik tak, tik tak, gong. Gong. Gong.




Koniec wojny już blisko.



Mosina, 18 czerwca 2015
00:01

3 komentarze:

  1. Woo to był naprawdę dobry ff! Bardzo przyjemnie się go czytało. Wspaniała tematyka i styl. Ahh mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawi się coś podobnego *_*
    Jia you!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedno z Twoich najlepszych opowiadań. Pozostawiło po sobie to specyficzne uczucie pustki, które miewam tylko po wybitnych tekstach.
    Tematyka początkowo do mnie nie przemówiła - wydała mi się oklepana. Niesłusznie. Chyba po prostu niedostatecznie Ci ufam (tak samo nie byłam przekonana do ,,Z krwi i kości", w którym obecnie się zaczytuję i ,,Sic Et Non", które również pozostawiło po sobie kaca książkowego i pod którym od 3 dni usiłuję napisać składny komentarz).
    Chociaż za każdym razem wydawało się to niemożliwe, każdy kolejny akapit bił na głowę poprzedni: najpierw zapierający dech w piersiach opis wiosennego Paryża, potem tak cholernie dobrze napisana rozmowa Simby z Górnikiem, następnie...
    Już chyba kiedyś Ci to mówiłam, ale powtórzę: potrafisz pisać genialne smuty. Nienachalne, subtelne. Wychodzą Ci tak naturalnie i wydają się oczywiste. Nie ma u Ciebie seksu dla seksu; są autentyczne akty miłości.
    I na koniec ten wręcz epicki ostatni fragment z uwielbianą przeze mnie kompozycją klamrową. Cud.
    ---
    Chciałabym zobaczyć film na podstawie tego opowiadania. Taki spokojny i wyciszony, jak ,,Ida".
    ---
    Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za tego ficzka. Dziękuję z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...
    Milczeć - tylko tyle jestem teraz w stanie zrobić. Nie mam słów, które mogłyby opisać, co czuję i jak wspaniały jest ten tekst.
    Dziękuję. Dziękuję za to, że piszesz. Za to, że się swoim talentem dzielisz.
    Naprawdę, nie potrafię dobrać odpowiednich słów. Tutaj nie trzeba nic mówić.
    Więc będę milczeć. Ta cisza będzie pełna szacunku i podziwu, wdzięczności.

    OdpowiedzUsuń