środa, 19 sierpnia 2015

Z krwi i kości - "Obawy (nie)uzasadnione"

Bogato oświetlony, przepiękny ogród pałacowy był zdecydowanie zbyt duży, by wybrać się na spacer po nim samemu. Przekonała się o tym królowa Środka, błądząc między krzewami róż, a drzewami wiśniowymi, które delikatnie szeleściły na wietrze. Był to jedyny dźwięk, który docierał do jej uszu, skoro nie słyszała więc muzyki z balu, to musiała znajdować się naprawdę daleko od pałacu. Nie przejęła się tym zbyt mocno, jej myśli wędrowały tylko i wyłącznie ku własnym dzieciom. Wiedziała, że musi wrócić do środka, przywitać swojego najmłodszego syna i jego przyszłego męża, ale nie potrafiła się teraz cofnąć. Zbyt dużo spraw miała obecnie do przemyślenia...
Królowa tak naprawdę była bardzo wrażliwą kobietą, która sprawiała wrażenie zimnej i zdecydowanej. Musiała przyjąć tę maskę, w końcu weszła do rodziny Bangów. Mogła tylko mieć nadzieję, że Himchan nie okaże się równie delikatnego charakteru, co ona. Nie miała pojęcia, czy sama zdołałaby mu wtedy pomóc...
- Tutaj jesteś, matko.
W półmroku dostrzegła sylwetkę swojego syna, który okazał się być tym starszym bliźniakiem. Stłumiła rozczarowanie i posłała mu delikatny uśmiech.
- Witaj Yongnam. Czy Yongguk już przybył?
- Tak. I nie może się doczekać, aż cię ujrzy.
Mężczyzna chwycił swoją matkę pod ramię i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku pałacu. Kobieta nie miała pojęcia, skąd ten tak dobrze zna ten ogromny ogród. Może po prostu ktoś wskazał mu drogę? Albo przychodził tu za dnia? Nie wiedziała też, dlaczego ta kwestia tak bardzo ją zainteresowała.
- A Himchan? - spytała po parunastu krokach. Gdy odpowiedziała jej cisza, zadała kolejne pytanie: - Jaki on jest, mój synu?
Yongnam uśmiechnął się szeroko i odrzekł powoli:
- Cóż... Książę Himchan na pewno jest niesamowicie urodziwy. Ale znamy się zbyt krótko, bym mógł go osądzać, poza tym nie zamieniliśmy zbyt dużo słów.
Królowa pokiwała głową na znak, że rozumie, co do niej mówi i odpowiedziała:
- Myślisz, że twój brat będzie szczęśliwy u jego boku?
Yongnam wydał z siebie ciche westchnienie.
- Co do tego mam pewne wątpliwości, matko.
- Jak to?
Nie kryła zdziwienia w głosie, również spojrzenie, jakie mu posłała wyrażało obawę. Syn nie patrzył na nią jednak, spuścił wzrok we własne trzewiki i mówił dalej:
- Nie chcę mieć racji, ale Yongguk wydaje się być zaślepiony miłością do niego. Owszem, rozumiem, że nie wszystkie plotki są prawdziwe, lecz nie chcę, aby mój własny brat stał się niegdyś ofiarą...
- Jak możesz w ogóle tak mówić! - oburzyła się królowa. - Co, jeśli ktoś cię usłyszy i doniesie królowi?
Yongnam wzruszył ramionami.
- Wybacz, że wyrażam tylko swoje obawy, matko. Nie mam prawa oceniać jeszcze księcia, ale moje wnętrze nakazuje mi tak myśleć, przepraszam.
Królowa pokręciła głową z niedowierzaniem, na powrót zatapiając się w przemyśleniach. Jej starszy syn zawsze wydawał się być nieomylny, czy i tym razem powinna mu zaufać? Nie widziała jeszcze nawet księcia Himchana na oczy, to byłoby nie rozsądne myśleć o nim w ten sposób jeszcze przed spotkaniem, ale całkowicie ufała Yongnamowi. Był tak podobny do jej męża, a król zawsze wiedział najlepiej. Kobieta była rozdarta swoimi myślami jak nigdy, na ziemię zwrócił ją dopiero widok wielu tańczących par i dźwięk skocznej muzyki.
- Jesteśmy na miejscu. - mężczyzna puścił jej dłoń i ukłonił się z szacunkiem. - Proszę, zapomnij o naszej rozmowie i o moich uprzedzeniach. Nie chcę, by mój brat miał mi to za złe...
Królowa odwzajemniła gest i westchnęła.
- Dobrze, mój synu. Cieszę się, że jesteś ze mną szczery.
Yongnam podarował jej szeroki uśmiech, nim sam zniknął między parami. Nie miał ochoty na zabawę, chciał wrócić do swojej komnaty i pogrążyć się w śnie, ale nim to zrobi, miał jeszcze coś do załatwienia.
Prezent dla brata z okazji ślubu to jednak ważna rzecz, prawda?











Tydzień później nadszedł ten wielce wyczekiwany przez wszystkich dzień. Cały dwór był na nogach skoro świt, dopatrując ostatnich poprawek i przymiarek przed wydarzeniem, które miało rozegrać się w pałacu już wieczorem. Na dziedzińcu panował ogromny rozgardiasz, przybywali ostatni, prawie spóźnieni goście, dla których powoli brakowało służby, konie deptały wszystko dookoła, a powozy stały w wielometrowych wstęgach, blokując wjazd. Król Wschodu przypatrywał się całej sytuacji z okna swojej komnaty, przekręcając ze zdenerwowaniem pierścienie na dłoniach. Jego żona jak zwykle zniknęła, starszy syn przymierzał płaszcze, a Himchan...
Och Himchan.
Król wciąż czuł się źle, że prawie wymusił na swoim ukochanym synu to małżeństwo. Wiedział, że w gruncie rzeczy Himchan nie miał mu tego za złe, ale znał Bangów, ich dwór, sposób bycia i zasady. Bał się tego, jak przyjmą go u siebie i czy nie zniszczą go w każdym tego słowa znaczeniu. To był odważny krok, co prawda przyniósł wiele korzyści, ale kto wie, jaka będzie jego cena?
Niespodziewanie drzwi otworzyły się, a król usłyszał cichy tupot nagich stóp.
- Ojcze! - rozbrzmiał wesoły, znajomy głos, na którego dźwięk mężczyzna momentalnie się uśmiechnął.
- Himchan! Dlaczego wciąż jesteś nieubrany?
Chłopak rzucił się na ogromne łoże i westchnął ciężko, spoglądając w górę.
- Mam jeszcze dużo czasu. Chciałem cię zobaczyć chociaż raz przed wieczorem.
Król odwrócił się od okna i przestąpił kilka kroków w kierunku syna.
- Wiem, że jest ci ciężko... Staram się pomóc, jak tylko mogę, ale ostatecznie pozostaje mi tylko nadzieja, że Yongguk dobrze cię traktuje.
Himchan obdarzył go pięknym uśmiechem i przekręcił się na bok.
- Z należytym szacunkiem, ojcze. Nie musisz się o to martwić.
- W takim razie raduję się niezmiernie. - oznajmił i usiadł na łożu obok syna. - Posłuchaj. Dzisiejszego wieczora wiele rzeczy się zmieni... Nie miej mi za złe, jeśli nie wszystko później pójdzie po naszej myśli. Nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby mój ukochany syn mnie o coś obwiniał...
Himchan uśmiechnął się pokrzepiająco i podniósł do siadu. Król miał smutny wyraz twarzy mimo, iż on sam nie przejawiał przygnębienia spowodowanego ślubem. Ułożył głowę na kolanach starego ojca i westchnął, na krótką chwilę przymykając powieki.
- Mogę być zły tylko i wyłącznie na siebie. Za to, że nie jestem taki, jaki powinienem i nie robię tego, czego ode mnie oczekują. Ale żeby tego uniknąć, będę się starać. Nie smuć się ojcze, nie masz powodu. - odrzekł pokrzepiająco, czując dłoń ojca na swoim ramieniu.
- Za bardzo się martwię, wiem. Przepraszam.
Himchan natychmiast wyprostował się i spojrzał z uwagą na króla.
- Chociaż ty, ojcze...
- Czy matka...
Pokręcił głową, jednym ruchem wstając z łoża i podchodząc do okna. Widząc ten cały bałagan zmarszczył brwi, po czym odparł:
- Nie. Wciąż ze mną nie rozmawia. Prawie jej nie widuję.
Nie było to zaskoczeniem dla mężczyzny. Królowa robiła, co chciała, znikała i wracała, po czym udawała, że nic się nie stało i obdarzała swoją miłością całą rodzinę. I tak w kółko. Himchan uważał ją za zdrajczynię, z tego powodu ona unikała go jak ognia, król natomiast wciąż ślepo ją kochał i nie chciał się zgodzić na rozwód. Dla własnej wygody trzymał ją w pałacu dalej, udając, że ma wszystko pod kontrolą, podczas gdy już dawno ją utracił. Jak sobie poradzi bez wspierającego jego upadłą duszę syna? Pokręcił głową i powiedział:
- Wracaj do swoich komnat, synu. Musisz się przygotować.
Himchan nie miał innego wyjścia. Z lekkim ukłonem wyszedł i oddalił się w kierunku własnych pokoi, które na całe szczęście nie były daleko. Tam już na niego czekano, bogata, bladoróżowa szata ślubna wisiała po środku pomieszczenia, a kilka służek poprawiało jej materiał z należytą ostrożnością. Kątem oka książę dostrzegł Junhonga, który skłonił się nisko i podszedł do niego.
- Kąpiel gotowa, panie.
- Znakomicie. - odparł i od razu ruszył za chłopakiem, ukradkiem tylko zerkając na suknię. Wiedział, że jest ciężka, niewygodna i trudno będzie ją zdjąć. Czy Yongguk sobie poradzi? Na swoją myśl roześmiał się cicho, tak, aby Junhong go nie usłyszał i zsunął nocną szatę z ramion. Woda była ciepła, pachnąca olejkami i niesamowicie relaksująca. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, pozwalając się odprężyć i przez chwilę nie myśleć o niczym ważnym. Co ma być to będzie, prawda? Teraz już wszystko pójdzie łatwo, tak jak sobie to wymarzył...
- Um, panie... - rzekł niespodziewanie Junhong, wyłaniając się zza kotary. - Książę Yongguk wysłał do ciebie sługę z listem. Mam go wpuścić, czy kazać mu poczekać?
Himchan otworzył oczy i zmarszczył brwi. Sługa z listem? Pewnie chodziło o przysięgę, którą książę zobowiązał się napisać. Nie mógł wybrać lepszego momentu na jej przesłanie, to trzeba mu przyznać... Himchan jednak chciał ją jak najszybciej przeczytać, machnął więc lekceważąco dłonią i kazał mu wejść.
Jongup nieco niepewnie wszedł do komnaty, łapiąc spojrzenia służek i sług z obcych krajów, którzy starali się nie zwracać na niego uwagę i dalej przygotowywać wszystko, co było potrzebne na wieczór. Ścisnął mocno list w dłoni i ruszył za wysokim chłopakiem, który wydawał się być najbliżej księcia z całego towarzystwa. Chciał mu zadać jakieś pytanie, powiedzieć cokolwiek, nawet spytać o pogodę, lecz Junhong nie wyrażał żadnej ochoty nawiązania z nim rozmowy. Stanął przed kotarą i odsłonił ją tak, aby Jongup mógł wejść do środka.
Gdy ujrzał majestatyczną postać księcia, do tego kompletnie nagą pod grubą warstwą wody i piany, mógł tylko udawać niewzruszonego. Obraz, który jego pan dostał na własność, nie odzwierciedlał prawdziwego piękna i gracji, którą przejawiała ta postać. Sposób, w jakim na niego spojrzał i wyciągnął rękę po list sprawił, że zapragnął dać mu korespondencję i uciec jak najdalej stąd. Przełknął jednak gorzko swoje zamiary i wyciągnął dłoń z listem, kłaniając się nisko.
- Jak masz na imię, chłopcze?
Zaskoczył go jego głos. Spodziewał się, że będzie dźwięczny, nieco niewieści i delikatny, usłyszał jednak ton nieco podobny do jego własnego pana, lecz nieco cichszy i spokojniejszy, przypominający szum liści na wietrze. Zamrugał szybko powiekami, nim zdobył się na nieśmiałe:
- J-Jongup, książę.
- Jongup... - powtórzył Himchan, nim otworzył list i przesunął po nim wzrokiem. - Twój pan jest niesamowicie romantyczny. Podziękuj mu ode mnie i obiecaj, że nauczę się tego dokładnie. - posłał mu czarujący uśmiech i pożegnał go miękkim skinięciem dłoni. Jongup, wiedząc, że nic więcej już od niego nie usłyszy, ukłonił się i wyszedł zza kotary, napotykając twardy wzrok Junhonga. Nie wiedział, co on może oznaczać, ale przedziwny rodzaj strachu momentalnie nim zawładnął.
Nie chciał jeszcze wiedzieć, cóż takiego może on oznaczać...











Niewiele było niewiast w królestwie, które potrafiłyby dorównać urodą i wdziękiem Himchanowi. Każda z nich jednak pragnie w dniu swojego ślubu wyglądać tak pięknie, że na sam widok nawet sam król padłby przed nią na kolana. Jest to jedno z największych marzeń każdej kobiety, a kiedy ono się spełnia, czują się szczęśliwe, jak nigdy dotąd. Nic więc dziwnego, że na widok księcia w dniu jego własnego ślubu większość z nich straciło jakąkolwiek chęć zamążpójścia.
Tym razem tego, jak wyglądał nie idzie opisać wystarczająco słowami. Słudzy pracowali cały dzień, aby z niesamowicie urodziwego księcia zrobić dosłownie anioła, postać nierealną w swojej egzystencji, sprawiającą wrażenie bardziej ulotnej niż motyl, a także niesamowicie tajemniczej i delikatnej. Każdy, kto na niego spojrzał, zapragnął być w miejscu księcia Środka, wciskając drżące dłonie w kieszenie, starając się nie rozpłakać na ten widok. Niektórzy zapragnęli go nawet uwiecznić na płótnie w tym momencie, stojącego na podwyższeniu i ściskającego mocno ojca-króla za ramię, otaczającego wszystkich zebranych swoim dumnym, książęcym spojrzeniem.
Tymczasem Yongguk na drugim końcu sali nie mógł powstrzymać łez. Bał się chwili, w której książę stanie przed nim, nie chciał aby ujrzał go w takim stanie. Mógłby przysiąc, że nigdy przedtem nie czuł się tak szczęśliwy i dziękował w myślach ojcu za to, że wymusił na nim ten ślub. Im bliżej Himchan podchodził, tym bardziej pragnął paść przed nim na twarz i wychwalać po wieki wieków jego olśniewającą osobę. Nie zrobił jednak tego, cudem się powstrzymując, gdy książę stanął tuż przed nim. Na jego malinowych wargach pojawił się delikatny uśmiech, pięknie oczy zabłyszczały, gdy Yongguk ujął jego dłonie w swoje.
Przez całą ceremonię patrzył w nie jak urzeczony, ledwo będąc w stanie wygłosić przysięgę. Mistrz królewski, który ją przeprowadzał, musiał ciągle mu podpowiadać, jednak rozumiał doskonale, z czego to wynika. Gdy Himchan wygłaszał swoją część przysięgi, nie zająknął się ani na moment, wciąż dzierżąc na ustach ten przepiękny uśmiech...
Gdy nareszcie ogłoszono ich małżeństwo, po sali przetoczył się jednogłośny ryk szczęścia. Yongguk jednak już tego nie słuchał, jedyne o czy myślał to pochwycenie księcia w ramiona i całowanie go długo na oczach wszystkich zebranych gości. Nareszcie mógł to zrobić, tyle czasu się powstrzymywał, ale gdy już zatopił się w tych słodkich ustach, nie potrafił się oderwać. Himchan mocno oplótł go ramionami za szyję, lecz gdy nareszcie musieli się odsunąć i nabrać powietrza do płuc, szepnął do niego:
- Jestem teraz Bangiem, kochany.
Yongguk pokiwał głową i uśmiechnął się najszerzej, jak potrafił.
- Witaj w rodzinie, Himchan.

3 komentarze:

  1. Naprawdę przyjemny rozdział; nie mogłam doczekać się tego ślubu tak, jakby miał on mieć miejsce w rzeczywistości. A teraz jestem nim zachwycona (do tego stopnia, że czytałam to już kilka razy) :)
    Podoba mi się, że w Twoich opowiadaniach bohaterowie mają osobowości.
    A tak w ogóle, to jesteś okropna, że jeszcze nie wyjaśniłaś, czym jest ten tajemniczy prezent :/
    Dziękuję i życzę weny~
    PS: Przepraszam, że komentuję tak późno, ale wcześniej naprawdę nie miałam czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jak to skomentować, więc napiszę po prostu, że rozdział świetny, jak każdy inny c:
    Heh, chciałoby się być teraz na miejscu Himchana.... :')
    Weny~

    OdpowiedzUsuń