piątek, 14 sierpnia 2015

Z krwi i kości - "Od pierwszego wejrzenia"

Yongguk wpatrywał się uważnie w obraz, co chwilę przechylając głowę w jeden bok, lub drugi. Obserwował go pod każdym kątem, zupełnie jakby to nie był tylko wielki kawał płótna, ale prawdziwy człowiek. Do tego niesamowicie piękny. Książę wiedział już, że jego siostra mówiła prawdę. Nawet na obrazie książę Wschodu odznaczał się tak niezwykłą i oszałamiającą urodą, że najchętniej w życiu nie przestał by na niego patrzeć. Tak bardzo skupił się na tym zajęciu, że nadgryzione jabłko w jego dłoni zostało zapomniane. Dopiero po dłuższej chwili odłożył je na bok i wezwał do komnaty swojego najwierniejszego sługę.
- I co o tym myślisz, Jongup? - spytał, wciąż nie odrywając wzroku od płótna. Młody chłopak nieśmiało podszedł do niego i zerknął na obiekt jego obserwacji. Dosłownie zaniemówił, nie potrafił wydobyć z siebie głosu, rozumiał już stan, w jakim obecnie znajdował się jego pan.
- To twój przyszły mąż, panie? - spytał w końcu, przerywając tę ciszę. Yongguk uśmiechnął się do siebie i wsunął dłonie do kieszeni.
- Na to wygląda. - w końcu zerknął na oniemiałego chłopaka i roześmiał się wdzięcznie. - Podoba ci się, co?
Jongup natychmiastowo zaprzeczył, nie chcąc ściągać na siebie kłopotów. Pokręcił głową i skłonił się nisko w geście szacunku.
- Nie, panie.
- Tak więc uważasz, że mój przyszły mąż jest szpetny?
Jongup ponownie zaprzeczył, nie bardzo wiedząc, jak ma wybrnąć z tej gorączkowej sytuacji. Yongguk tylko ponownie się roześmiał i poklepał go po ramieniu.
- W porządku, przyjacielu. Rozumiem, o co ci chodzi, nic się nie bój.
Podszedł do stolika, aby nalać sobie wina do pucharu. Jongup za późno przypomniał sobie o tym, że to on powinien uczynić, jednak ten nie zwrócił na to uwagi. Co chwilę zerkał na twarz swojego wybranka, tak dokładnie przedstawioną na obrazie, że aż zaskakująco żywą. W końcu upił łyk słodkiego trunku i westchnął.
- Jadę do Królestwa Wschodu jutro skoro świt. Chciałbym cię prosić, abyś mi towarzyszył.
Chłopak zamrugał powiekami ze zdziwieniem. On? Ma towarzyszyć Yonggukowi w takiej wyprawie? Jeszcze nigdy nie był poza granicami królestwa, nie wiedział sam, czy ma się cieszyć z wyróżnienia, czy bać konsekwencji i obowiązków, jakie na niego teraz spadną...
- Panie, jesteś pewien?
Yongguk natychmiastowo pokiwał głową.
- Jesteś moim najsilniejszym sługą. Podróż nie będzie łatwa, a my mamy dary do przekazania... Nie chciałbym, aby dobrano mi kogoś, komu nie ufam.
Moon Jongup skłonił się nisko, dziękując za wyróżnienie. Był pewien, że matka mu nie uwierzy w to, co jej powie. Niezmiernie cieszył się, że książę ufał mu na tyle, aby pozwolić mu wieźć dary. Zabrał od niego pusty puchar i wytarł go uważnie, łapiąc się na tym, że co chwilę przenosi wzrok z księcia na obraz. Do tego jako pierwszy z dworu zobaczy obiekt westchnień całego królestwa! Czy mógł wybrać sobie lepszą nagrodę?
- Wracaj do siebie, Jongup. Powinieneś się wyspać.
Chłopak skłonił się nisko i odłożył puchar na miejsce.
- Naturalnie, panie. Dobrej nocy.








Książę Wschodu przeglądał się po raz kolejny w ciągu godziny w ogromnym zwierciadle, kręcąc nosem na to, jak układała się jego szata. Słudzy dosłownie dwoili się i troili, by jakoś nad tym zapanować, niestety bezskutecznie. Himchan powoli zaczynał tracić cierpliwość, giął jedwab w dłoniach ze zdenerwowania. Już niedługo pojawi się tutaj jego przyszły mąż, a szata zaręczynowa wciąż niegotowa! Miał nadzieję, że chociaż z tą ślubną wszystko jest w jak największym porządku.
Po przymiarce, aby uspokoić swe rozkołatane nerwy, książę wybrał się na spacer po ogrodzie. Nie mógł się już doczekać, aż pokaże Yonggukowi to, z czego jego rodzina była najbardziej dumna - krajobraz, lasy i ogrody Wschodu. Na samą myśl uśmiechał się szeroko, podobno najmłodszy z Bangów uwielbiał polowania, a tutaj ma wiele świetnie nadających się do tego miejsc. Zresztą, krajobraz to wcale nie najpiękniejsza rzecz jaką posiada ten kraj, którą zamierza mu pokazać...
- Panie? - usłyszał znajomy głos za plecami. Junhong skłonił się nisko i odchrząknął. - Królowa przysłała mnie z pytaniem o to, jakie kwiaty sobie życzysz na przyjęciu zaręczynowym.
Himchan prychnął pod nosem, zakładając ramiona na piersiach.
- Wysłała cię tylko po to? Przecież mogła z tym poczekać, aż wrócę do pałacu.
- Wybacz panie, ja tylko wykonuję rozkazy...
"Rozkazy matki-zdrajczyni, która potrafi je tylko wydawać" - pomyślał i wywrócił oczyma.
- Możesz jej więc powiedzieć, że białe lilie. Tylko i wyłącznie.
Junhong pokiwał głową i ponownie się skłonił, chcąc najwyraźniej oddalić się w kierunku pałacu. Książę jednak w ostatnim momencie go zatrzymał i zwrócił się z pytaniem:
- Junhong, mówiłeś, że kiedy przyjeżdża mój narzeczony?
Sługa spojrzał na niego ze zdziwieniem i odparł:
- W przyszłym tygodniu, panie. Nie pamiętasz?
- Upewniam się tylko. - uśmiechnął się szeroko i poklepał chłopca po policzku. - W takim razie już dziś muszę się zacząć szykować... Chcę, żeby Bang Yongguk mnie ujrzał i z miejsca się we mnie zakochał. Myślisz, że to możliwe?
- Nie ma innej możliwości, panie.
Himchan po raz kolejny się uśmiechnął i opuścił dłonie luźno po bokach. Dawno nie czuł się tak cudownie. Wygładził dekolt swojej szaty i ruszył przed siebie, zostawiając sługę samego i całkowicie zagubionego w zaistniałej sytuacji. Biedny Choi Junhong...









Tego dnia książę wstał późno, co zresztą nikogo nie dziwiło. Himchan musiał być naprawdę chory, albo po prostu znudzony, aby zbudzić się przed południem, lub co najwyżej porą śniadania. Nikt w pałacu jednak nie narzekał, przyzwyczajono się już do tego, nie posiadano raczej innego wyjścia. Kim Himchan, oczko w głowie króla, był najbardziej rozpieszczonym księciem, jakiego widziało to królestwo. Od małego niczego mu nie brakowało, zawsze posiadał wszystko, o czym mógł tylko zamarzyć. Jednocześnie przy tym niesamowicie męczyła go nuda, w wieku kilku lat umiał już grać na każdym instrumencie w kraju, znał kilka najpotrzebniejszych języków, tańców i sztukę zachowywania się godnie. Nic więc dziwnego, że kilka lat później nuda całkowicie zawładnęła jego życiem, pchając go do rzeczy haniebnych, niemoralnych, lub po prostu nieprzystających synowi króla. Czy Himchan się tym przejął? Oczywiście, że nie. Cieszyła go każda jedna plotka dotycząca jego osoby, nieważne jak bardzo niepochlebna ona była. Chodził z głową uniesioną dumnie ku górze, wiedział, jak wielu ludzi w kraju mu zazdrości i już sam ten fakt był powodem jego zadowolenia z życia. Wiedział, że książę Bang Yongguk jest jego całkowitym przeciwieństwem, ale dzięki temu stworzą doskonałą parę, był tego całkowicie pewien.
Gdy skończono już go ubierać, słońce znajdowało się wysoko nad horyzontem. Himchan zerknął na nie i już wiedział, że to będzie dobry dzień. Z uśmiechem na ustach upiął włosy, poprawił material szaty i wyszedł z komnaty, ruszając na rytualny spacer po pałacu. Śniadanie może poczekać, spacer nie. Kto wie, może książę Bang już się pojawił?
Idąc korytarzem, każdy się przed nim kłaniał i pozdrawiał go z szacunkiem. Himchan prawie nigdy nie odpowiadał, wiedział, że przecież nie musi. Nikt nawet tego nie oczekiwał. Jak zwykle, jego głowa była uniesiona wysoko, przede wszystkim po to, aby uwydatnić jego długą, kremowobiałą szyję i kuszące obojczyki. Dłonie złożył w niewinnym geście, poruszał się nie za szybko, aby nie podeptać sobie przypadkiem drogiej szaty. Była prezentem od któregoś z baronów, nawet nie pamiętaj, jak wyglądał. Trudno. Teraz to już nie miało żadnego znaczenia.
Szedł długim (i wyjątkowo pustym jak na tę godzinę) korytarzem, kiedy z naprzeciwka wyszedł czyiś orszak. Himchan nie zatrzymał się, tylko szedł dalej, aby móc z bliska się mu przyjrzeć. Pięciu wojów otaczało wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę z długim mieczem przy pasie. Jego skóra była ciemna, włosy czarne i krótko przystrzyżone. Minę miał poważną, zdecydowaną i zaciętą, jakby przybył tu tylko i wyłącznie w interesach. Himchan od razu go poznał. Chociaż różnił się od tego, co zobaczył na obrazie, nie potrafiłby go pomylić...
Sekundę później i Yongguk go ujrzał, najwidoczniej też rozpoznał. Książę zatrzymał się gwałtownie, puszczając swoich wojów przodem, którzy po paru krokach skłonili się nisko przed Himchanem. Yongguk wciąż stał w jednym miejscu i patrzył na niego, jakby czas się zatrzymał. Jego surowe przedtem oczy teraz zabłysnęły czymś nieznanym. Himchan uśmiechnął się uroczo i skłonił głowę na powitanie.
W tym momencie Książę Środka się otrząsnął i odwzajemnił gest. Gestem dłoni nakazał swoim wojom oddalić się, nie zwracając uwagi na ich zmartwione spojrzenia. Kiedy obaj książęta zostali sami w korytarzu, zapanowało przed nimi milczenie, które pierwszy przerwał Bang:
- Nie powinnyśmy się spotykać po raz pierwszy w takich okolicznościach, książę. Proszę mi wybaczyć.
Himchan machnął dłonią i roześmiał się cicho.
- Spokojnie. Nikt się nie dowie, gwarantuję ci to. - kiedy przez dłuższy moment Yongguk się nie odzywał, uniósł pytająco brwi i spytał: - Wszystko w porządku, książę?
Ten zamrugał powiekami i przeczesał nerwowo krótkie włosy palcami, po czym orzekł:
- Tak. Tylko... Jestem naprawdę zafascynowany twoją urodą. Tyle się o niej nasłuchałem, widziałem też obraz, ale nic nie potrafi oddać jej rzeczywistego charakteru... Proszę mi wybaczyć moją bezpośredniość.
Himchan upewnił go szybko, że nic takiego się nie stało i bardzo cieszy się z jego komplementów. Przez cały ten czas uśmiechał się do niego, trzymając dłonie niewinnie złożone na podbrzuszu. Wiedział, że Bang Yongguk już jest w jego sidłach i prawdopodobnie zrobi dla niego wszystko. To dobrze, wręcz doskonale. Odgarnął niesforny kosmyk włosów za ucho i rozejrzał się dookoła.
- Nie wiem, czemu jest tu tak pusto. Może dwór sam chciał, abyśmy się spotkali w takich okolicznościach?
Książę Bang uśmiechnął się promiennie, Himchan nie potrafił nie stwierdzić, że Yongguk miał naprawdę piękny uśmiech. Promieniała wtedy cała jego twarz, od razu wyglądał młodziej i weselej. Prawie jak nie prawdziwy Bang.
- Wiele na to wskazuje.











Nie poszli od razu na śniadanie.
Przez ponad godzinę przechadzali się po pałacu, bez większego celu zwiedzając komnaty i sale, rozprawiając w tym czasie między sobą o mniej lub bardziej ważnych kwestiach. Yongguk dużo pytań zadawał o sam kraj, jak żyją tu ludzie, jaki panuje klimat, czy zdarzają się głód i nieurodzaje, lecz pragnął też dużo wiedzieć o ślubie i weselu, w tym jak będą wyglądać, kto się na nich zjawi i ile potrwają. Himchan cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania, ani na moment nie przestając się uśmiechać. Nawet, jeżeli nie znał odpowiedzi, starał się robić wszystko, aby swoimi słowami jakoś go usatysfakcjonować. Po jego minie wywnioskował, że mu się udało.
- W tej sali się pobierzemy, panie. - pchnął wrota do największego pomieszczenia w pałacu - sali balowej, która była już w połowie gotowa na ceremonię. Przeszedł po wypolerowanej posadzce i stanął przed ogromnym łukiem, wzdychając cicho. - Cała twoja rodzina się zjawi, prawda?
Yongguk wydał z siebie potwierdzające mruknięcie i podszedł do niego. Głębia głosu mężczyzny wciąż jeszcze zadziwiała księcia, który odwrócił się w jego stronę i wręczył mu sztuczną lilię.
- Podobają ci się te kwiaty, panie?
Wziął go w dłoń i przyjrzał mu się uważnie. Uniósł kwiat do światła, aby móc lepiej go obejrzeć z każdej strony. W końcu odrzekł:
- Podobno biel to kolor niewinności. - spojrzał uważnie na Himchana i opuścił dłoń z kwiatem. - Sam je wybierałeś, książę?
Ten spojrzał na niego uważnie i uśmiechnął się szeroko. Zabrał od niego lilię i odłożył na bok.
- Co ty na to, abyśmy mówili do siebie po imieniu, gdy nikt nie słyszy?
Prośba była dziwna, ale całkiem zrozumiała. Sam Bang nie miał nic przeciwko temu, pokiwał więc zgodnie głową i skłonił się nisko.
- W takim razie miło mi. Bang Yongguk, do usług.
Himchan roześmiał się wdzięcznie.
- Dobrze, Yongguk. W takim razie chodźmy już na śniadanie, jeszcze trochę i na pewno zaczną mnie szukać.
- Przecież już prawie pora obiadu. - zdziwił się książę Środka, kiedy ten chwycił go pod ramię i poprowadził w kierunku wyjścia z sali. Himchan uśmiechnął się tylko i spojrzał na niego znacząco.
- No właśnie.










- Za tydzień jedziemy na ślub twojego brata, a ty mi mówisz, że wciąż jeszcze nie masz dla niego prezentu? - Lyah tylko na moment odeszła od kołyski, aby oprzeć dłonie na biodrach i spojrzeć srogo na swojego męża. Yongnam siedział na sofie, stopy w ubłoconych trzewikach opierał na stoliku, a w dłoni podrzucał jabłko. Przez moment zastanawiał się nawet, czy lepiej nie byłoby go zjeść, w końcu jednak zrezygnował z tego pomysłu. Kątem oka spojrzał na kobietę, która wyraźnie była na niego bardzo wściekła. Wywrócił oczyma i odparł powoli:
- Spokojnie. Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? To w końcu mój prezent.
- Ale ja będę się wstydzić za ciebie. - w locie zabrała mu jabłko i odstawiła je na stolik. - To twój brat, a do tego bliźniak. Raz, że nie możesz tak lekceważąco podchodzić do sprawy, a dwa, że pomyśl sobie o tym, co ludzie na Wschodzie o nas powiedzą?
Yongnam wiedział, że Lyah nie przesadza. Ze Wschodu zawsze dociera najwięcej plotek, ludzie tam nauczyli się nimi żyć i wymyślać coraz to nowe, byle tylko było o czym i o kim rozmawiać w karczmach. Nie mógł jej jednak powiedzieć, że tak naprawdę prezent dla ukochanego bliźniaka wybrał już dawno, tylko to niespodzianka. Trudno, gniew żony wart był zobaczenia miny brata, gdy już go odpakuje.
- W takim razie czemu nie zajmiesz się ty sprawą prezentu, co?
Kobieta wywróciła oczyma i odwróciła się na pięcie, wracając do kołyski, w której spał słodko jej syn, nadzieja rodu Bangów. Yongnam był bardzo dumny z syna, chociaż ten miał niespełna dziewięć miesięcy. Przeczuwał, że wyrośnie na potężnego króla i będzie mógł pozostawić kraj w spokoju w jego rękach.
Tymczasem jego ukochany braciszek, Yongguk.
Jaką drogę on wybierze?
Cóż. Miał nadzieję, że jego prezent mu pomoże w tym wyborze...

3 komentarze:

  1. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, a teraz zostawiasz mnie jeszcze bardziej niecierpliwą przez ten tajemniczy prezent :/
    Rozdział oczywiście świetny, akcja zaczyna się rozkręcać. Bardzo podoba mi się postać rozpieszczonego Himchana (czuje się jego charakterek), naturalne dialogi i nienachalne opisy, zarówno przedmiotów, jak i uczuć.
    Znalazłam chyba ze dwie literówki, ale, o dziwo, nie przeszkadzały mi one.
    Dziękuję, życzę weny i czekam na następny rozdział~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, tajemniczość, tajemniczość~
    Himchan mnie intryguje. Tak samo Yongnam.
    Co będzie dalej~?
    Lecę czytać, co z tego, że zaraz spalę naleśniki :|
    Weny~

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygujące.
    Niestety nic więcej nie napiszę, bo brak weny a ciekawość zżera, więc idę czytać dalej^.-

    OdpowiedzUsuń