niedziela, 2 sierpnia 2015

"Z krwi i kości" - Prolog

Najpierw do sali wbiegła służba. Stanęła wokół stołu i rozejrzała się dookoła, kontrolując stan podłogi, ścian, okien, krzeseł. Potem jeszcze raz przemyto dokładnie stół, tak, aby nie pozostała na nim ani jedna smuga. Mężczyźni odsunęli od niego ciężkie krzesła, aby kobiety mogły przykryć całą jego powierzchnię materiałem w kolorze rodowym - ciemnej, krwistej wręcz czerwieni. Kilka poprawek później wniesiono świeczniki i misy z wodą, ustawiając je ostrożnie na miejscach. Naczynia układano z taką dokładnością, jakiej nie powstydziłby się żaden artysta. Jeszcze raz dokładnie przemyto podłogę, poprawiono kotary, wygładzono materiał na stole, a gdy nareszcie wszystko było gotowe, zawołano rodzinę królewską na obiad.
Jak zwykle punktualni, nie kazali na siebie długo czekać. Pierwszy przybył król i królowa - on prosto z polowania, ona po przejażdżce konnej po okolicy. Ich szaty były wyczyszczone, lśniły czystością, dosłownie jakby zostały świeżo uszyte. Z surowymi minami zasiedli przy stole, nawet na siebie nie spoglądając.
Zaraz po nich zjawiło się dwóch bliźniaków - starszy z nich miał na sobie wygodną szatę, po drodze zdążył ściągnąć już swój książęcy płaszcz. Jako dziedzic tronu musiał ukazywać swą dumną postawę o każdej porze dnia i nocy, nawet tuż przed posiłkiem, gdy biedacy prosili go o audiencję. Młodszy miał nieco potargane włosy i ubłocone buty, jego ubiór wskazywał, że właśnie wrócił z polowania. Przeznaczona została mu rola naczelnika wojsk królewskich, musiał więc utrzymywać formę przez cały czas. Wszystko, aby nie zawieść ojca-króla.
Gdy książęta już zasiedli do stołu, w sali zjawiły się dwie niewiasty - jedna wyższa, bardzo podobna do swoich braci, jej ciemna karnacja była rzeczą tak charakterystyczną dla tej rodziny, że aż nieodłączną, pielęgnowaną przez nich wszystkich z największą nabożnością. Ciemne włosy zostały wysoko upięte, jej poważna mina rozpogodziła się na widok braci. Tuż za nią szła niższa, ale równie dumna i ułożona panna - żona starszego z braci, przyszła królowa. Obie zasiadły po stronie królowej- na przeciwko braci i przywitały się z wszystkimi. Na poważnej jak dotąd twarzy króla pojawił się szeroki uśmiech. Uniósł dłonie tak, aby położyć je na ramieniu najstarszego syna i swojej żony, po czym westchnął.
- Jestem już stary... - istotnie, król dobiegał lat, kiedy włosów na głowie ubywa, a zmartwień wprost przeciwnie. W tych latach korona staje się zbyt ciężka, aby samemu ją nosić. Tym bardziej, gdy rządzi się krajem otoczonym z obu stron przez wrogów. - Nie muszę się martwić o to, że nie ma kto mnie zastąpić, to na całe szczęście. - mocniej ścisnął ramię swojego starszego syna, którego oczy aż zabłysnęły z dumy. - Lecz mam jeszcze jednego syna, któremu przypadła rola ratowania królestwa zza kulis...
Sam zainteresowany podniósł wzrok, gdy oczy wszystkich zebranych skupiły się na nim. Skłonił głowę w stronę ojca na znak szacunku, posyłając matce szeroki uśmiech. Król roześmiał się głośno, chwytając się przy tym za swój pokaźny brzuch i dodał:
- Ach, synu... dumo moja, prosiłeś mnie o uznanie. Dokonałem go, oczywiście. - ujął w swoją dłoń królowej, nieco ją ściskając. - Książę ze Wschodu zgodził się przyjąć twoje oświadczyny.
Przy stole zapanowała całkowita cisza. Najmłodszy z rodzeństwa wręcz oniemiał, nigdy nie przypuszczał, że ojciec zdecyduje się na ten krok tak wcześnie... Widać, że sytuacja ze Wschodem była poważna. Ukradkiem zacisnął dłonie w pięści. No trudno. Nieważne, czy ów książę był brzydki, czy urodziwy, miły, czy wredny, obyty, czy nieobeznany, tak czy siak będzie musiał go poślubić. Ponownie skłonił się ojcu na znak akceptacji jego decyzji, po czym poczuł silną dłoń brata na swoim ramieniu.
- Będzie dobrze.
Król poczekał, aż podadzą pierwsze potrawy, po czym wyprosił sługi z sali i kontynuował:
- Wspaniale. A zatem, jeszcze Natasha...
Dziewczyna podniosła wzrok znad miski z wodą, gdzieś w kącikach jej oczu czaiła się wyjątkowa arogancja, której nie potrafiła ukryć nawet przed ojcem. Ten na szczęście nawet jej nie dostrzegał, zresztą to przez to, że nie widywał córki za często. Przywołała na usta uśmiech i odrzekła:
- Cóż takiego, ojcze?
- Twoje małżeństwo... W zasadzie jeszcze nie zdecydowałem... Myślałem o Zachodzie, ale oni nie są zbyt chętni do tego... Chyba jeszcze wciąż za wcześnie. - ta kwestia niemożliwie martwiła starego króla. Chciał ją załatwić jeszcze przed swym odejściem, inaczej Natasha może przysporzyć królestwu wielu kłopotów... Westchnął ciężko i pokręcił głową. - Trudno, pomyślimy o tym później. A teraz rozpocznijmy w końcu ten upragniony posiłek.
Gdy tylko król spuścił wzrok w dół, reszta rodziny posłała sobie poirytowane spojrzenia. Widać było, że mieli już dość tego tematu, który niestety był wiecznie poruszany. Rodzeństwo sądziło, że już wszystko ustalone, każdy zna swoje przeznaczenie i to się nie zmieni, a tu nagle dwójka z nich ma się z kimś pobrać... Yongguk dawno temu poślubił armię, a Natasha była wolnym ptakiem, prędzej by odeszła z dworu, nim wyszła mąż...
A ojciec doskonale o tym wiedział.
Obiad minął w pozornej ciszy. Cała rodzina poruszała lżejsze tematy, z których nie wynikało nic poważnego. Zawsze jednak, gdy król odwracał wzrok, porozumiewawcze spojrzenia wymieniane zostawały między resztą zebranych przy stole...









Natasha była osobą trudną w obyciu. Nie dostała charakteru po matce, prędzej po ojcu, wiecznie upartym i dążącym do tego, czego chce. Taki w końcu musiał być król, podobnie więc i królewska córka. W dzieciństwie rzadko widywała rodziców, nie była młodzieńcem, dlatego została oddana na wychowanie mamkom. Na szczęście to nie one ukształtowały ją i jej ego. Nie potrafiła znieść myśli, że mogłaby być taka, jak jej matka - posłuszna i potulna, słuchająca uważnie każdego słowa króla. To nie było jej miejsce i, na szczęście, wcześnie się tego domyśliła.
Swoje nocne wyprawy po królestwie zaczęła w wieku dwunastu lat. Nigdy jej nikt nie przyłapał, może to dzięki jej ogromnemu szczęściu, a może dzięki sprycie i umiejętnościom. Poznała wielu ludzi, dowiedziała się, jak wygląda ten kraj z innej strony królewskich wrót i obmyśliła plan, jak im pomóc. W większości. Aby naprawdę coś zmienić, musiałaby zostać królem, a to niemożliwe - w końcu miała dwóch braci. Musiała się więc póki co zadowolić drobnymi gestami w kierunku biedoty miejskiej, takimi jak rozdawanie zbędnego im już jedzenia, szat, drewna na opał i lekarstw. Ludzie ją kochali. Ciągle słyszała, że byłaby najlepszym królem, jaki ten kraj mógłby kiedykolwiek mieć. Doskonale wiedziała, że to prawda. Yongnam nie był taki hojny. Nie obchodzili go ludzie, ich problemy i choroby, jedynie władza. Mimo to go kochała, szanowała i wspierała. A miała inny wybór?
Król ciągle zmieniał plany wobec niej. Początkowo miała zostać żoną nowego króla Zachodu, ale dokładnie wtedy wybuchła wojna. Natasha miała wtedy dokładnie czternaście lat i nie w głowie jej było zamążpójście. Opiekowała się braćmi podczas pobytu ojca na wojnie, próbowała im wpoić chęć pomagania ludziom, ale udało się to jej tylko z Yonggukiem. Młodszy bliźniak był prostszy do kształtowania, mniej podatny na lekcje króla, przez co miała z nim lepsze relacje. Niekiedy wymykali się razem i pomagali ludziom, jednak Yongguk był niestety tym młodszym bratem. Obaj bardzo tego żałowali...
Potem był plan wydania ją za któregoś z tutejszych baronów, ale to nie miało żadnego sensu politycznego. Każda kwestia była porządnie krytykowana przez samą Natashę, oczywiście tylko w obecności braci i matki. Ojciec myślał, że córka we wszystkim jest mu niezwykle posłuszna.
Nieoczekiwanie.
Cokolwiek król wymyśli nowego, nie będzie siedzieć i czekać z utęsknieniem na to. Sama potajemnie sterowała własnym życiem, nie rezygnując z rozdawania żywności w mieście, przy okazji zdobywając tam informacje. Cały kraj już mówił o ślubie dwóch książąt, co w końcu nie zdarza się często. Ach ten Yongguk... Zawsze musi być o nim głośno. Dokładnie przysłuchiwała się wszystkim plotkom na temat przyszłego ukochanego swojego brata. Kto wie, ile z tego wszystkiego to prawda? Niektóre były naprawdę okrutne, wywnioskowała z tego, że albo ów książę był naprawdę niegrzeczny, albo wyjątkowo lubił zwracać na siebie uwagę... Lub obydwa na raz.
- To dobrze. Będzie idealnie pasował do naszej rodziny. - stwierdził Yongguk, gdy tylko mu o tym powiedziała. Czasami Natasha odnosiła wrażenie, że jej brat nie lubił swojego pochodzenia. Nie chciał być Bangiem i nie prosił się o to, ale z pokorą przyjmował swój los. Oczywiście, była z niego bardzo dumna. Ze starszym bratem bliźniakiem u boku, którego trzeba wiecznie uspokajać, nie było mu łatwo, a teraz jeszcze ten ślub... Aż dziw, że wciąż był taki spokojny.
- Denerwujesz się? - spytała po chwili.
- Szczerze, to nie wiem. - odparł, wsuwając dłonie do kieszeni. Stanął plecami do siostry i wziął głęboki oddech. - Co ma być, to będzie. Nic nie możemy zrobić, ojciec w końcu najlepiej wie, co dla nas najlepsze. Grunt, że to ja będę głową mojej nowej rodziny, co nie? - odwrócił się w jej kierunku i rzucił jej ironiczny uśmiech, który odwzajemniła.
- Och, tak. Masz rację.
- No nieważne. - Yongguk wzruszył ramionami i rzucił się niedbale na swoje łóżko. - Opowiedz mi o nim coś jeszcze.
- Cóż takiego chcesz słyszeć?
- Nie przysłano mi jeszcze żadnego obrazu... Może więc o tym, jak wygląda?
Natasha westchnęła i teatralnie wywróciła oczyma. Poprawiła swoją suknię i rzuciła bratu uważne spojrzenie. Nie umknął jej fakt, że o urodzie księcia nasłuchała się w mieście najwięcej. Wszyscy zgodnie mówią, że jest wprost przepiękny, a we wszystkich trzech królestwach żaden książę, czy nawet księżniczka mu w tej kwestii nie dorównuje. Jego skóra jest gładka i śnieżnobiała, blond włosy miękkie i lśniące, oczy mają piękny kształt, błyszczą o każdej porze dnia i nocy, a usta są pełne i różowe jak maliny. Dłonie książę ma miękkie i zadbane, postawę dumną i wyniosłą, nosi najpiękniejsze szaty, jakie tylko można dostać w królestwie, lecz jego prawdziwy uśmiech widzieli podobno tylko nieliczni.
- Miejmy więc nadzieję, że mnie się uda go wywołać. - przerwał jej Yongguk, podkładając sobie dłonie pod głowę. - A jak nie, to trudno. Oby wytrzymał z naszą rodziną...
Natasha rzuciła mu zaciekawione spojrzenie.
- Nie możesz się doczekać, aż go ujrzysz, co?
- Jesteś niemożliwa, siostro.
Zaśmiała się wdzięcznie i machnęła lekko dłonią.
- Za to mnie kochasz... bracie.








Yongnam był prawie królem. "Prawie" to wciąż słowo klucz, bo ojciec niby się szykował na najgorsze, ale wciąż jeszcze żył. Starszy z bliźniaków wcale nie zamierzał go zabić, a raczej nie rozważał na poważnie tej możliwości. Nie było potrzeby, król na pewno go nie przeżyje, a on mógł w spokoju zadbać o własnego następce i swoją pozycję w kilku strategicznych miejscach. Miał żonę, syna, za kilka miesięcy dostanie i kraj, a co potem...? Yongnam nie mógł się już doczekać. Snuł plany co noc przed pójściem do łoża, zasypiał i budził się z uśmiechem, śnił o podbojach i ogromnym szacunku, który wszyscy dla niego posiadali. Bang Yongnam był zdecydowanie przygotowany na to, aby zostać królem. Matka o niczym innym nie mówiła, podobnie jak jego żona. Lyah była kobietą, której zawsze pragnął; zimna, silna, zdecydowana. Wychowana w najchłodniejszej części królestwa ojca wiedziała, jak jej mąż chce i powinien nim kierować. Zawsze stała u jego boku, dumna z niego. Czy ją kochał? Być może. Na pewno sam się do tego nie przyzna, po prostu była jego żoną. Żoną, nie ukochaną. Kimś ważnym, ale nie najważniejszym.
Ukochaną Bang Yongnama była tylko Władza.







Bang Yongguk. Najmłodszy z rodzeństwa. Naczelnik królewskiego wojska, wódz gwardii królewskiej i mężczyzna, który na wojnę wybrałby się chociażby sam. Dzięki swojemu wojskowemu wychowaniu był najspokojniejszy z całej trójki, z każdym w zamku posiadał dobre stosunki, a poza kilkoma nocnymi ucieczkami ze starszą siostrą nie miał nic złego na sumieniu. Służba go lubiła, zawsze pozostawiał po sobie porządek - z szacunku do ich pracy. Lubił sztukę, często przekonywał króla, by ugościł u nich malarzy i trubadurów, aby móc oglądać ich przy pracy, a także wspierać datkami. Przeczytał niezliczone ilości książek, zaglądał do nich, kiedy tylko miał wolną chwilę. Był niezwykle inteligentny, szalenie mądry, a jego taktyki wojenne owiane są tajemnicami, legendami i niewyobrażalnie dużym szacunkiem. Bang Yongguk, pomimo swojego łagodnego usposobienia, był postacią silną i budzącą respekt, jak każdy Bang. Kiedy Kim Himchan usłyszał, że dane mu jest poślubić jednego z braci, nie potrafił odmówić i wybrać innego kandydata. Zbyt dużo słyszał o tej rodzinie, jej tajemnica przyciągała go coraz mocniej z każdą jedną plotką. Czuł się oczarowany faktem, że może ona rządzić krajem i to nawet całkiem dobrze. Z natury lubiący niebezpieczeństwo książę nie potrafił się skupić już na niczym innym, niż chęci poznania wszystkiego, co Bangowie skrywają, pilnują i zamiatają pod dywan. Dla swojej własnej satysfakcji.
Spojrzał jeszcze raz na obraz dumnego księcia ze Środka. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech kiedy pomyślał o tym, że już za kilka tygodni ujrzy go na własne oczy. Pewnie on sam również słyszał o nim wiele plotek, ale Himchan nie przejmował się tym za bardzo. I tak przecież nie ma innego wyjścia, skoro już się zgodził na małżeństwo...
W progu komnaty niespodziewanie pojawił się Junhong. Młody sługa ukłonił się i rzekł:
- Kąpiel już gotowa, panie.
Himchan miał plan. Cudowny plan. Dokładnie taki, jaki wymyśliłaby sama królowa...
Uśmiechnął się do niego i odparł:
- Już idę.
- Pomóc panu się rozebrać?
Kolejny czarujący uśmiech.
- Naturalnie, Junhong.

5 komentarzy:

  1. Czekaj... Czyli potomek króla ma się ożenić z facetem, tak? Na to bym nigdy nie wpadła o_O
    Uwielbiam Twoje ff i każdy przypada mi do gustu, nawet te historyczne.
    Uwielbiam ciekawą fabułę i Twoją orginalność. To, że jest odpowiednia ilość opisów uczuć, że nie skupiasz się w ff na nieistotnych rzeczach. Naprawdę świetnie piszesz i czekam na pierwszy rozdział. Weny (*3*)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam Twoich opowiadań. Po prostu, kiedy przeczytam coś naprawdę dobrego (a Twoje prace niewątpliwie zaliczają się do tej kategorii), chcę napisać komentarz, który chociaż w jednej setnej odda emocje, towarzyszące mi podczas lektury. Nigdy mi się to nie udało (zresztą teraz pewnie też się tak nie stanie, ale mam wyrzuty sumienia, że Ty dajesz mi tak wiele, podczas gdy ja nigdy Ci nawet nie podziękowałam).
    Pora przejść do właściwej części komentarza: opowiadanie zapowiada się świetnie. Rzadko kiedy zdarzają się dobre historyczne ff, które nie dotyczą lat 70./90. (okej, fajny klimat, ale pomału się przejada). Na średniowiecze trafiłam po raz pierwszy i - muszę przyznać - kiedy dowiedziałam się, że takowe piszesz, podchodziłam do całej sprawy sceptycznie. Niesłusznie.
    Początek kojarzy mi się z ,,Dziewczyną z perłą" (filmem). Inspirował Cię? (Wiem tylko o ,,Rodzinie Borgiów".)
    Podoba mi się, że rodzeństwo Bangów jest rodziną również w rzeczywistości. Nie wiem dlaczego, ale zawsze denerwowało mnie tworzenie takiego sztucznego pokrewieństwa.
    Nie wiem, co jeszcze mogę napisać... po prostu dziękuję i życzę weny :)
    PS: Tytuł ,,Z krwi i kości" jest o wiele lepszy niż lekko kiczowate i ,,brzmiące jak tytuł taniego pornola" ,,The Bangs" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję za komentarz :) "Dziewczynę z perłą" oczywiście widziałam, ale nie inspirowałam się nią w żadnym fragmencie. W sumie to wpływ oglądanych i czytanych przeze mnie rzeczy będzie widziany dopiero później, nie chodzi tu tylko o Borgiów, ale wiele książek historyczno-naukowych (ostatnio innych nie czytuję).
      Nie przedstawiłam też tutaj średniowiecza. Później rzecz (mam nadzieję) stanie się jasna, ale świat przedstawiony nie znajduje się w żadnej znanej nam epoce C:
      Jeszcze raz pięknie dziękuję za komentarz!

      - Y

      Usuń
  3. Wow.
    Zastanawiam się, co mnie skłoniło do przeczytania tego ff, skoro nie przepadam za tematyką homoseksualną. Hmm... Pewnie to, że masz wielki talent.
    Historia zapowiada się bardzo ciekawie, czuję się, jakbym zaczynała oglądać jakiś historyczny serial. Postacie mnie zaciekawiły, są takie... zarysowane? Chodzi mi o to, że odrazu widać, kto ma jaki charakter i jaką osobowość (chociaż pewnie dużo rzeczy mnie później zaskoczy).
    Ech... Co mogę jeszcze powiedzieć? Cud, miód, malina!
    Chyba będę tu częściej wpadać~
    Weny, Yesiu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak obiecałam tak czynię!
    Twój styl pisania jest zdumiewający. Przeczytałam prolog z szybko bijącym sercem i tak wielkim podekscytowaniem, że aż gesiej skórki dostałam! A warto zauważyć, że BangHim nie należy do moich ulubionych pairingów. Dlatego wielkie brawa!
    Zabieram się do dalszego czytania^.-
    Kiri

    OdpowiedzUsuń