czwartek, 15 października 2015

Z krwi i kości: "Dom"

Jongup pchnął drzwi komnaty tuż po świcie, gdy Słońce dopiero pojawiło się nad horyzontem. Nie był wielce zmęczony, wystarczająco się wyspał i był gotowy do dnia pełnego pracy... No prawie. Dosłownie przed chwilą otrzymał od króla wiadomość, którą miał przekazać niezwłocznie swojemu najmłodszemu synowi. Nieważne, w jakiej sytuacji go zastanie, czy będzie kazał mu jak najszybciej wyjść. Gdy Jongup ją usłyszał, zrozumiał dlaczego.
Odsłonił ciężkie kotary, krzywiąc się na widok siarczystego deszczu za oknem. Wygładził świeże szaty, którymi potem miały przyjść zająć się służki i ruszył w kierunku łoża, aby obudzić księcia. Nim jednak do niego dotarł, Yongguk już otworzył oczy i zamrugał szybko powiekami na jego widok. Jongup skłonił się nisko i rzekł:
- Dzień dobry, panie. Wybacz proszę, że zakłócam twój sen, ale król mnie przysłał z ważną wiadomością.
Książę Środka mruknął nisko i zerknął za siebie na wciąż jeszcze śpiącego Himchana. Powoli, aby go nie zbudzić, zsunął się z łoża i przetarł twarz dłońmi. Chwycił pierwszą koszulę z brzegu, nie zwracając uwagi na nowe szaty, nie chcąc czekać na służki, które zaraz miały przyjść pomóc mu się ubrać. Szybko wsunął na siebie wczorajsze spodnie i zaraz stanął przed swoim sługą, po jego minie rozpoznając wagę zaistniałej sytuacji. Po cichu, aby tylko nie zbudzić męża, wyprowadził go z komnaty, dopiero tam pytając, o co chodzi.
- Król wysyła cię na wojnę, panie.
Yongguk zmarszczył brwi, czując powoli rodzący się w nim gniew. Powinien się tego spodziewać, stosunki między Środkiem, a Zachodem już od dawna były nienajlepsze (całe szczęście, że istniał sojusz ze Wschodem, który był o wiele silniejszy od zachodnich sąsiadów) nie sądził jednak, że ojciec zdecyduje wysłać go na pole bitwy to tak wcześnie. Według tradycji miał wszelkie prawo nacieszyć się swoim małżonkiem jeszcze miesiąc, nim dane mu będzie pokierować wojskiem, król najwidoczniej nie chciał już dłużej czekać. A jeśli kazał poinformować go o tym przez najbliższego sługę oznaczało to, że nie jest to decyzja, z której był dumny.
Wziął głęboki oddech i pokiwał głową. Skoro już postanowione, to nie ma nawet się o co spierać. Mógł mieć tylko nadzieję, że wojna będzie krótka i jak najszybciej będzie mógł wrócić do domu. Bał się zostawić Himchana samego tutaj, w końcu nie wiadomo, co przyjdzie Yongnamowi do głowy... Spojrzał na Jongupa i szepnął do niego:
- Nie wiem, kiedy wyruszę, ale obiecaj mi to teraz. Zajmiesz się Himchanem. Nie pozwolisz, aby mój brat znalazł się z nim sam na sam, zrób wszystko, aby nawet z nim nie rozmawiał. Cholera jasna, zrób cokolwiek, byle tylko go przed nim uchronić, jasne?
Jongup zamrugał powiekami, nie bardzo rozumiejąc, co się wokół niego dzieje. Mógł tylko pokiwać głową i zapewnić go, że zrobi wszystko, aby nie zawieść swojego pana. Na te słowa Yongguk zrobił się spokojniejszy, odetchnął z ulgą i przeczesał palcami nieułożone włosy. Rozejrzał się dookoła, jakby bał się, że ktoś go podsłuchuje i dodał:
- Spotkamy się zaraz przed moim wyjazdem. Przekażę ci klucze do komnaty i wskazówki, jak postępować. Himchan jest... No pewnie już zauważyłeś, że bywa z nim różnie. Dlatego musisz być bardzo ostrożny i wysłuchać mnie dokładnie. Czy to jasne?
Jongup natychmiastowo pokiwał głową.
- Dobrze. Dobrze... Ja idę pomówić z ojcem, a ty zawołaj służbę, by się nim zajęła. - książę skinął mu głową i odwrócił się, odchodząc w kierunku schodów. Młodszy chłopak odprowadził go wzrokiem, nie mogąc się pozbyć przeczucia, że nie wszystko będzie takie proste, jak Yongguk mu powiedział...








- Jak to - na wojnę?!
Yongguk  się spodziewać, że Himchan wybuchnie. To słowo nie istniało w jego słowniku, unikał go jak ognia, bo wiedział, że starszy książę był oficerem armii królewskiej, lecz z biegiem czasu prawie o tym zapomniał. Tym razem, kiedy tak zwyczajnie i spokojnie mu o tym powiedział, miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Yongguk momentalnie zauważył, że coś jest nie tak. Wyciągnął ku niemu dłoń, ale natychmiast ją cofnął gdy zauważył, jak małżonek odwraca się do niego tyłem.
- Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?
- Dlatego, gdyż sam nie wiedziałem. Ojciec poinformował mnie dopiero dzisiaj rano. - brzmiał trochę desperacko, nie chciał, by przez te ostatnie dni przed wyprawą książę był na niego zły. Chciał przez ten krótki okres czasu otrzymać od niego tyle ciepła, ile to jest możliwe, ale wygląda na to, że będzie musiał go najpierw udobruchać...
Podszedł do niego bliżej, kładąc mu powoli obie dłonie na ramionach. Himchan wzdrygnął się nieco i odwrócił wzrok w ścianę.
- Proszę, nie bądź zły. - szepnął prosto do jego ucha, tak, jak książę Wschodu lubił najbardziej. - Postaram się wrócić jak najszybciej, obiecuję.
- O ile wrócisz. - mruknął markotnie Himchan. A więc to go martwiło... Z cichym westchnięciem na ustach Yongguk odwrócił go do siebie twarzą, zauważając, że o dziwo nie stawiał oporu. Uśmiechnął się do niego szeroko i pocałował go delikatnie w czoło, nim odparł:
- O to się nie martw. Nie takie wojny przeżyłem, wrócę więc. Tym bardziej, że teraz mam do kogo. - odgarnął jeden niesforny kosmyk jego idealnie ułożonych włosów za ucho i westchnął. - Przywiozę ci co tylko zapragniesz, ale proszę, nie obrażaj się na mnie, najdroższy. Nie wytrzymam, jeżeli wyjadę stąd w kłótni z tobą.
Himchan spojrzał na niego smutnymi oczyma i pokręcił głową.
- Przywieź mi siebie, żywego. Więcej nie pragnę.
Książę Środka nigdy nie czuł się bardziej wzruszony. Pokiwał natychmiastowo głową i ucałował go namiętnie w usta, zaraz jednak niechętnie puszczając.
- Obiecuję. Masz moje słowo. A jeżeli je złamię, będziesz mógł zrobić ze mną, co tylko sobie zapragniesz.
Himchan wiedział już, że mówi serio. Zareagował więc delikatnym uśmiechem i pokiwał głową, wewnętrznie godząc się z myślą, że najbliższe miesiące spędzi w pałacu sam. Jedyną osobą, z którą będzie mógł od czasu do czasu porozmawiać, będzie Natasha, lecz kobieta wydawała się być wiecznie zajęta...
Jakby czytając jego myśli, Yongguk szybko rzekł:
- Nie martw się. Przydzieliłem opiekę nad tobą mojemu najbliższemu słudze, Jongupowi. Będziesz mógł z nim pomówić, gdy tylko najdzie cię na to ochota. Możesz też pisać do mnie listy, będę naprawdę rad.
Himchan uśmiechnął się tylko i pokiwał głową, składając mu niemą obietnicę, że tak właśnie uczyni. Nie potrafił się długo na niego gniewać, w końcu to nie była jego wina, fakt. Mógł jedynie siedzieć bezczynnie w zamku i biernie czekać na jego powrót, co wieczór pisząc do niego listy jak przykładny małżonek. Czy Yongguk będzie miał czas, aby mu odpisać? Miał nadzieję, że go znajdzie... Chociaż raz na tydzień.
Obietnica opieki Jongupa nie napawała go entuzjazmem, ale dzięki temu wiedział, że nie natknie się przypadkiem na Yongnama podczas wieczornego spaceru. A to było najważniejsze. Jongup może i był młody, lecz silny i dobrze zbudowany, przyszły król mógł z łatwością się go obawiać. A, póki jeszcze nim nie był, nie mógł zrobić z nim nic, co byłoby sprzeczne z wolą Yongguka. Na samą myśl Himchan uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Idź już, mój drogi. Dwór cię wzywa. - odrzekł w końcu, na co starszy książę skłonił się nisko i zostawił go samego w komnacie, wracając do swoich codziennych obowiązków. Himchanowi zostało... No właśnie. Nudził się okropnie w tym wielkim pałacu, gdyż nie pozwalano mu tu robić praktycznie nic. Traktowano go jak gościa, co z czasem zaczęło mu poważnie przeszkadzać. Ileż można siedzieć bezczynnie w komnacie, ewentualnie wybierać się na spacery po ogrodzie? Miał nadzieję, że Jongup będzie jakoś mu umilał dzień...
W końcu wydaje się być naprawdę miłym chłopcem.











Tego dnia, w którym Yongguk wyjechał wraz ze swoją armią na wojnę, wczesnym wieczorem Lyah i Natasha zaprosiły Himchana do siebie. Książę początkowo niechętnie podchodził do pomysłu wspólnie spędzonego czasu przy kominku, opowieściach nadwornego muzyka i pysznych przekąskach, lecz dzięki Jongupowi w końcu dał się przekonać. Kobiety za wszelką cenę chciały mu pokazać, że może czuć się tu jak w domu i teraz, gdy został w tym wielkim pałacu praktycznie sam, może na nie zawsze liczyć. W takiej sytuacji nie potrafił im już odmówić, kilka godzin po długim pożegnaniu z mężem ruszył w kierunku komnaty starszej siostry księcia i zapukał niepewnie do drzwi.
Otworzono mu niemal natychmiast, a do jego nozdrzy dotarł cudowny zapach daktyli, orzechów, białego wina i kadzidła. Uśmiechnął się do obu kobiet, zwróconych w kierunku paleniska, między którymi nadworny grajek właśnie kończył jedną ze swoich opowieści na skrzypcach. Gdy ujrzał księcia, od razu ukłonił się nisko i schował w cieniu komnaty.
- Jesteś nareszcie, książę. - Natasha machnęła na niego dłonią pocieszająco, aby czym prędzej zasiadł obok nich. - Lyah właśnie opowiadała historię swojego porodu!
Himchan nie był pewien, czy chciał słuchać takich szczegółów na temat kobiecej fizjologi, a tym bardziej rytuału narodzin, na jego szczęście ta zaniechała tego zamiaru i posłała mu szeroki uśmiech. Zamiast tego zaczęli rozprawiać o zbliżającej się wielkimi krokami zimie, cudownym weselu, z którego niedawno przyjechali, nic nie mówiąc jednak o wojnie, na którą właśnie wyruszył książę. Ta rozmowa o wszystkim dookoła bardzo rozweseliła księcia Wschodu, z zadowoleniem zajadał orzechy, śmiejąc się od czasu do czasu z dwuznacznych żartów Natashy. Zerkając ukradkiem na Lyah chciał spytać o wiele rzeczy, które dotyczyły jej męża, ale domyślił się szybko, że nie wypada. Poza tym kobieta nie sprawiała wrażenia wielce obytej w zamiarach Yongnama. Najbardziej prawdopodobne więc było to, że i tak by z niej nic nie wyciągnął.
Koło północny wrócił do swoich komnat i, nie kryjąc zmęczenia, pozwolił się Junhongowi rozebrać, umyć, przebrać i położyć do łóżka. Tuż przed zaśnięciem obok niego pojawił się Jongup, aby zgasić światło. W ostatnim momencie chwycił go za nadgarstek i szepnął:
- Posiedzisz przy mnie, nim zasnę? Tak dawno nie spałem sam...
Z wielkim żalem Jongup przystał na tę prośbę, mimowolnie spędzając przy łożu księcia nie tylko ostatnie minuty przez jego zaśnięciem, ale również całą noc i poranek. Naprawdę tego nie chciał, jednak coś go pchnęło do tego, aby to uczynił. W takim momencie nie liczył się dla niego sen, tylko całkowite bezpieczeństwo księcia. Powoli wszystko inne przestało się dla niego liczyć...

2 komentarze:

  1. Faktycznie ,,żeś jebła taki rozdział, że omg" ;) Bardzo przyjemnie się czytało c: Ale przechodząc do rzeczy: jak mogłaś wysłać Yongguka na wojnę?! Teraz jeszcze bardziej boję się o Himchana :'(
    I tak jakoś zaleciało HimUpem... Ale to fajnie, lubię wszystkie pairingi z Chanem.
    Dziękuję i życzę weny~

    OdpowiedzUsuń
  2. Yongguk na wojne może jachać bez armi. I tak wszystkich wybije sam xd
    Ale szkoda, że Himchana zostawił samego.
    Już wyobraziłam sobie scenę, w której Lyah opowiada ze szczegółami Himchanowi o porodzie... xd
    Ech, wyczuwam HimUpy...
    ... Gdybym lubiła yaoi, moje życie chyba byłoby prostsze... więcej ff by się czytało i w ogóle... ._.
    Nah, idę czytać dalej.
    Weny~~

    OdpowiedzUsuń