wtorek, 20 października 2015

Z krwi i kości: "Lawenda"

Kiedy Jongup prowadził księcia Himchana na śniadanie, już w oddali wypatrzył charakterystyczną sylwetkę brata swojego pana, Yongnama. Wiedział, co ma robić, gdyż mężczyzna niechybnie zmierza im na spotkanie. Bardzo delikatnie, jakby obawiając się, czy ma na to pozwolenie, chwycił księcia pod ramię i rzekł do niego:
- Tędy, panie. Znam skrót.
Oczywiście nie musiał tego mówić, Himchan szybko domyślił się, co ma na myśli. Pokiwał głową i dał się poprowadzić w kierunku schodów, pozostawiając problem za sobą. Jongup mógł odetchnąć z ulgą i posłać mu przepraszające spojrzenie. Himchan uśmiechnął się tylko wiedząc, czym mogłoby się skończyć to spotkanie. Był wdzięczny chłopakowi, że wiedział, co w takich sytuacjach robić i miał oczy i uszy szeroko otwarte.
- Musisz być bardzo oddany Yonggukowi. - rzekł z czasem, kiedy szli pustym, zapomnianym korytarzem w kierunki sali jadalnej. Jongup pokiwał głową.
- Kiedy byłem młodszy moja matka, która była tutaj kucharką, zmarła. Król miał dwie możliwości: wyrzucić mnie, lub zdegradować do roli stajennego. Książę Yongguk, który był już wtedy dorosłym młodzieńcem, zaproponował żebym został i poświęcił się pracy jako jego osobisty sługa. Miałem wtedy tylko piętnaście lat, ale pokojówki przyjęły mnie do siebie i nauczyły mnie wszystkiego. - posłał mu nieśmiały uśmiech. - Na dodatek książę pozwolił mi doglądać jego treningów, z czasem nawet mogłem w nich uczestniczyć. To naprawdę ogromne wyróżnienie dla mnie, dlatego staram się go nie zawodzić.
Himchan pokiwał głową i westchnął.
- Yongguk to dobry człowiek. Tylko niekiedy nieco straszny.
- To normalne. Pochodzi z dynastii Bangów. - odparł Jongup szeptem, uważając, aby nikt z domowników go nie usłyszał. Himchan roześmiał się tylko cicho i pogładził go dłonią po ramieniu. Jongup momentalnie poczuł dreszcze na całym ciele, które zdecydowanie mu się nie spodobały.
Kilka minut później obaj dotarli do sali jadalnej. Jongup poprowadził księcia do stołu, świadomie wybierając miejsce jak najdalej od Bang Yongnama. Himchan przywitał się z wszystkimi, przywołując na usta szeroki uśmiech. Chłopak stanął z tyłu, wciąż jednak obserwująć mężczyznę, który nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem.
Królowa przybyła do sali wraz z mężem i od razu zerknęła na puste miejsce obok Yongnama. Starała się nie dać po sobie poznać tego, jak bardzo bała się o najmłodszego syna, lecz było to aż nazbyt oczywiste. Parę razy zdarzyło już się królowi wysłać go na wojnę, ale nigdy nie tak nieoczekiwanie... Tym bardziej więc się o niego martwiła. Zasiadła niespokojnie przy stole i westchnęła, witając wszystkich zebranych skinięciem głowy.
Cała rodzina zabrała się do jedzenia, okazjonalnie nawiązując krótkie konwersacje. Brak Yongguka wpłynął niesamowicie na nich, bo nawet, gdy Natasha próbowała jakoś rozwinąć dyskusję, to i tak kontynuowano ją bardzo niechętnie. W końcu westchnęła, dając sobie z nią spokój. Nawet Yongnam siedział cicho, wyjątkowo nic nie mówiąc, tylko patrząc się uważnie w swój talerz. Siostra szczerze go nie poznawała. Przyszły król dawno nie był tak spokojny...
- Źle się czujesz, bracie? - spytała w końcu, odstawiając łyżkę. Yongnam podniósł na nią wzrok i zmarszczył brwi, nim odrzekł:
- Nie, skądże. Tylko obawiam się o mojego brata i jego bezpieczeństwo.
Himchan poczuł dziwne ukłucie na sercu, słysząc ton jego głosu. Nie spojrzał na niego, nie dał nawet po sobie poznać, że wyczuł coś nieodpowiedniego w jego wypowiedzi, ale dokładnie zrozumiał ten sarkazm, który miał dotrzeć tylko i wyłącznie do niego. Yongnam grał słowami, jakby usiłował przekazać mu wiadomość, Himchan doskonale znał tę taktykę. A starszy Bang najprawdopodobniej doskonale o tym wiedział.
- Obserwowałem jego odjazd z okna mojej komnaty... Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Walki podobno są zacięte... - rzekł, ukradkiem zerkając na księcia Wschodu. Słysząc, co powiedział królowa również spojrzała w kierunku Himchana i syknęła:
- Synu, jak możesz, przy wspólnym posiłku...?
- Wybacz mi, matko. Nie chciałem, aby książę Himchan się na mnie... - ledwo dostrzegalny uśmiech, który trwał może z dwie sekundy. - ...obraził.
Książę szybko rozpoznał zasady gry, postanawiając nie zostać dłużnym.
- Ależ skąd, nic się nie stało. Prawdę powiedziawszy, czuję się podobnie.
Gra słów na dworach polegała na tak naprawdę przypadkowym dobieraniu słów, lecz odpowiedniej ich intonacji. Każda zgłoska miała odpowiedni wydźwięk, zarezerwowany dla danej emocji. Ówcześnie rzadko kto już pamięta tę sztukę, zaginęła wieki temu, dlatego król i jego rodzina nie rozpoznali tego, co właśnie dzieje się przy ich stole. Himchan nauczył się jej z książek, później zapytał o to nauczycielkę etykiety. Zdziwiła się niezmiernie, nie sądziła, że może się to mu kiedykolwiek przydać...
A jednak.
Tonacja Yongnama wyraźnie wskazywała na prowokację. Tylko do czego? To była niebezpieczna gra, Himchan doskonale o tym wiedział, ale nie umiał przegrywać i nie mógł sobie na to pozwolić i tym razem...
- Miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. - po tych słowach Yongnam po prostu wstał od stołu i, nie żegnając się z nikim, wyszedł z jadalni. Każdy z zebranych odprowadził go wzrokiem, nawet Jongup, marszcząc brwi z niezadowoleniem. Nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło, ale nie podobało mu się to. Nie trwało to długo, nim Himchan podziękował za posiłek i również się oddalił, krzyżując spojrzenia z chłopakiem tuż przy wyjściu.
- On chce mi coś powiedzieć. Tylko nie wiem jeszcze, co. - rzekł książę tak cicho, by tylko Jongup mógł to dosłyszeć.
- Panie, to może być pułapka. Dobrze wiesz, jaki on ma do ciebie stosunek... - przełknął głośno ślinę. - I że mu zagrażasz. Yongnam myślał, że po ślubie zostaniesz u siebie, tymczasem książę Yongguk zabrał cię do pałacu... I wie, że ty bardziej wpływasz na niego, niż on. Nie może już kontrolować brata, bo ty stoisz między nimi.
Wypowiedź Jongupa była tak logiczna, że książę nie potrafił nie przyznać mu racji. Ale czy to było wszystko? Miał wrażenie, że coś jeszcze nim kieruje, coś, o czym wiedzieć może tylko Yongnam i Yongguk... Nie chciał jeszcze martwić chłopaka swoimi przypuszczeniami, westchnął więc tylko i odparł:
- Jak myślisz, ile osób uwierzyłoby, gdyby przydarzyłby mi się tutaj nieszczęśliwy wypadek?
- Sądzisz, panie, że będzie usiłował cię zabić? - spytał sługa z niepokojem.
- Nie wiem, Jongup. Muszę być na wszystko przygotowany. - zerknął na niego ukradkiem, nim dodał: - Od dzisiaj każdą noc spędzisz w mojej komnacie. Wiem, że masz lekki sen, możesz nawet przynieść sobie jakieś posłanie. Zastąpisz Junhonga w jego obowiązkach, i tak miałem mu podarować nieco wolnego... Aha. I jedzenie. Ktoś będzie musiał go próbować przede mną... Spokojnie, nie ty. - roześmiał się, widząc minę chłopaka.
- To wszystko, panie?
- Nie. Muszę mieć jeszcze sztylet... Schować go gdzieś, najlepiej pod szatą. - zastanowił się. - Myślisz, że będziesz w stanie to załatwić?
Jongup natychmiastowo pokiwał głową.
- Naturalnie, panie. Zrobię wszystko.
Himchan uśmiechnął się do niego i pogładził go po ramieniu z zadowoleniem. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego sługi. Gdy Yongguk wróci, będzie mu musiał zdecydowanie podziękować... Jongup był dosłownie nieoceniony, do tego pełne oddania spojrzenie, jakim go zaszczycał było wręcz niesamowicie cieszące.
- Dobrze. Idź więc odpocznij, czeka nas długi dzień.









Yongguk przysiadł na kamieniu, wycierając brudną twarz skrawkiem rękawa. Był spragniony, od rana nic nie pił, lecz nigdzie nie mógł znaleźć swojego bukłaku z wodą. Odkąd zachodnie wojska zatruły wszystkie rzeki wokół ich obozu, było im trudniej znaleźć jakiekolwiek źródło zdatne do picia, nie chciał więc prosić swoich żołnierzy o oddanie mu być może ostatnich kropel wody. Wytrzyma, w namiocie powinien mieć jeszcze mały zapas. Tymczasem u jego boku zjawił się posłaniec, który skłonił się nisko i wyjął list zza pazuchy. Yongguk od razu rozpoznał piękne, pochyłe pismo i perfumowaną kopertę, w której się znajdował. Z szerokim uśmiechem odesłał mężczyznę i delikatnie rozerwał pieczęć. Momentalnie zapomniał o pragnieniu i problemie rzek, zatapiając się w lekturze:


Najdroższy
Mam nadzieję, że przeczytasz ten list w spokoju i rozwadze. Nie oczekuję odpowiedzi, uwierzę przeczuciu, że właśnie w tym momencie trzymasz go w pokaleczonych dłoniach i studiujesz, myśląc o mnie. Mam nadzieję, że dobrze się odżywiasz, dbasz o siebie i żołnierzy i, przede wszystkim, jesteś bezpieczny. Nie dostajemy tutaj za dużo informacji, rzadko też wysyłamy posłańców z powodu okropnej pogody. Przepraszam więc, że to mój pierwszy list od tygodnia. Wiem, że obiecałem pisać częściej...
W pałacu jest spokojnie, wręcz nudno. Często nie potrafię znaleźć sobie miejsca, więc snuję się z kąta w kąt, pomagając Lyah opiekować się jej synem, rozmawiając ze służbą, chodząc na spacery, lub po prostu czytając. Oczywiście Jongup nie opuszcza mnie nawet na krok, tak jak przyrzekał. To naprawdę dobry chłopiec, zadbał o wszystko. Muszę przyznać, że jestem z Ciebie naprawdę dumny; opowiedział mi historię o tym, jak go uratowałeś przed wyrzuceniem. Masz wielkie serce, ukochany! A ja niesamowicie za nim tęsknię.
Brakuje mi Ciebie. Gdyby nie Jongup, Lyah i Natasha, nikt nie zwracałby tutaj na mnie uwagi. Jestem bardzo samotny, gdyż nie zawsze mogę o wszystkim z nimi porozmawiać... Sam rozumiesz. Tęsknię za domem. Ale jeszcze mocniej tęsknię za Tobą.
Nie wiem, czy mogę mieć taką prośbę, ale i tak ją napiszę; kończ tę wojnę jak najszybciej, błagam. Twoja matka też się o Ciebie boi, chociaż stara się tego nie ukazywać. Co ranek budzę się z nadzieją, że wciąż jeszcze żyjesz, jesteś cały i, być może, już niedługo do mnie wrócisz...
Tak wiele rzeczy chciałbym jeszcze Ci opowiedzieć, lecz to wszystko nie zmieści się na papierze. Mam wystarczająco czasu, by napisać całą księgę dla Ciebie, ale nie mam nawet pewności, czy czytasz ten jeden, krótki list. Wierzę, że kiedy do mnie wrócisz, przeprawimy nad tym jeszcze nie jedną noc i dzień.

Twój HC.



PS. Spryskałem kopertę olejkiem z lawendy, tak jak poradził mi Jongup. Mówi, że bardzo lubisz ten zapach.



Yongguk przeczytał list trzy razy pod rząd, analizując dokładnie każde słowo. Zdziwił się, że Himchan nie napisał nic o Yongnamie, ani o właściwej sytuacji w pałacu. Może czegoś się bał? Książę nie miał czasu i ochoty martwić się na zapas, może faktycznie wszystko było w porządku? Z uśmiechem na ustach złożył list, schował go z powrotem do koperty, którą wsunął za kaftan, postanawiając się z nim nie rozstawać. Żałował, że nie zabrał ze sobą czegokolwiek, co przypominałoby mu o nim, lecz teraz przynajmniej ma ten list. Niesamowicie cieszył się, że wpadł na pomysł, aby Jongup się nim zajął. A póki Yongnam trzymał się z daleka od niego, mogło być już tylko lepiej.
W zdecydowanie lepszym humorze wstał z kamienia i podszedł do dowódcy lewego skrzydła, przekazując mu plany dotyczące oblężenia. Jak dobrze pójdzie, to wojna skończy się szybciej, niż zakładał. Nie znał dokładnej liczebności zachodnich wojsk, ale to duży kraj z małą ilością mieszkańców, nie mogła być więc zbyt wielka... Poza tym jeżeli zdobędą siedzibę króla, zwycięstwo mają w kieszeni. Yongguk nie mógł się doczekać, aż ponownie go zasmakuje. W takich chwilach sam czuł się tak, jakby był królem.








Jongup, tak jak obiecał, zjawił się w komnacie Himchana, aby przyszykować go do snu. Gdy wszedł do środka, książę właśnie odkładał pióro na stolik, składając kartkę (czyżby list?) na pół. Podniósł głowę i uśmiechnął się do chłopaka, szybko chowając pismo do koperty i zalepiając je pieczęcią. Cały proces Jongup obserwował w milczeniu, nie przeszkadzając mu w tym. Gdy list był nareszcie gotowy, Himchan odłożył go na bok i polecił mu krótko, aby rano przekazał go posłańcowi. Jongup oczywiście obiecał, że uczyni to jak najszybciej.
Książę szybko podniósł się z krzesła i poprowadził sługę w kierunku kurtyny, za którą stała wanna z przygotowaną wcześniej przez służki kąpielą. Woda pachniała wręcz magicznie; ziołami i lawendą. Himchan miał ciężki dzień, nie mógł się doczekać, aż się w niej zanurzy, zamknie oczy i na moment zapomni o wszystkich problemach.
- Pomogę ci z szatą, panie. - zaproponował nieśmiało Jongup. Himchan natychmiast na to przystał, pozwalając rozwiązać mu tył sukni, udając, że nie zauważa drżących dłoni chłopaka. Gdy poradził sobie z wiązaniami, powoli zaczął zsuwać jego rękawy, ukazując przy tym mlecznobiałe ramiona, nieskazitelną wręcz skórę pleców, potem bioder, ud, nóg...
- Dobrze się czujesz, Jongup? - spytał książę z niepokojem. Jongup natychmiastowo odwrócił wzrok i nakazał mu wejść do wanny, bo się przeziębi. Ten uczynił to z ochotą, kiedy siedział już zanurzony po samą szyję, ostatni raz spojrzał na zaczerwienioną twarz chłopaka i westchnął.
- Za mało przeze mnie ostatnio spałeś.
- Nie, w porządku, to tylko-
- Dzisiaj kładziesz się obok mnie i zasypiasz w wygodach. Nalegam, Jongup.
Przez chwilę po prostu mierzyli się spojrzeniem. Chłopak czuł, wiedział, że to będzie błąd, ale nie mógł mu odmówić. Bo teraz on był jego panem. Kto wie, jak zareaguje, gdy powie "nie". Szczerze, to nie chciał tego testować...  Oby tylko książę Yongguk się o tym nie dowiedział. Wtedy byłby skończony.
Zagryzł wargę i odwrócił wzrok, podając mu gąbkę.
- Dobrze. Skoro sobie tego życzysz...

3 komentarze:

  1. HimUpkowa relacja pięknie się rozwija. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej szkoda mi Yongguka :(
    Nie podoba mi się ta cała sprawa z Himchanem i Yongnamem (eh, chcę się dowiedzieć, o co chodzi!). A teraz dodatkowo boję się o Jongupa (bo komuś na pewno coś zrobisz) :/
    Tak czy inaczej - dziękuję i życzę weny~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, no ale co z Yongnamem? :|
    Ech, ale mam teraz niedosyt przez Ciebie... :|
    Yongguk wojne przetrwa, Yongguk wszystko przetrwa :| Bo to Yongguk przecie :|
    Ech, HimUpy...
    Himchan, dobrego męża masz, weź bądź mu chociaż wierny, co? Nie chcę, żeby Bang miał potem złamane serduszko ;; On taki wrażliwy, delikatny...
    Nah, chcę więcej~
    Weny, Yesiu~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie - dowie się, nie dowie... zobaczymy~ Pokręcę to jeszcze bardziej, obiecuję, he. Tym bardziej sprawę z Yongnamem.
      Dziękuję! :D

      Usuń