środa, 4 listopada 2015

Z krwi i kości: "Nasz sekret"

Mijały kolejne tygodnie, a życie w pałacu zwolniło. Król całe dnie spędzał na naradach ze strategami w sprawie wojny, na którą sam nie miał siły. Chodziły pogłoski, że zamierzał sam wybrać się na front, lecz wiek i choroby już mu na to nie pozwoliły. Mógł tylko czytać raporty od syna i spędzać całe dnie pochylony nad mapą, rozprawiając o kolejnych miejscach bitew i obozów. Nie rozmawiał z rodziną na temat wojny, sprawnie unikał tego tematu. Wiedział, że jego żonę i Himchana interesował nie tyle sam konflikt, co Yongguk znajdujący się w jego centrum. Kiedy wróci? Sam nie wiedział. Nie miał pojęcia, kiedy to się skończy... Póki co żadna ze stron nie szykowała się do kapitulacji. To może potrwać jeszcze bardzo długo...
Yongnam przez cały ten czas ani razu nie wszedł w drogę Himchanowi. Było to dziwne. Sądził, że od tamtej przedziwnej rozmowy będą się natykać na siebie niemal bez przerwy, zapewne nie przez przypadek, lecz przez ostatnie dwa tygodnie książę widywał przyszłego króla tylko przy posiłkach, do tego ten nie odzywał się do nikogo ani słowem. Czy powinien czuć ulgę, czy raczej jeszcze większy niepokój? Zarówno on jak i Jongup nie znali odpowiedzi na to pytanie. Jak zwykle zostawało im tylko czekanie...
Pewnego dnia do zamku przyszedł list od księcia, oczywiście zaadresowany tylko i wyłącznie do swojego męża. Himchan nie posiadał się ze szczęścia, czytał go przez cały wieczór, aż zrobiło się zbyt ciemno, by zobaczyć litery. Jongup dawno nie widział tak szczerego uśmiechu na ustach księcia. Nie potrafił stwierdzić jednoznacznie, czy ten naprawdę kochał księcia Środka, czasami miewał wobec tego spore wątpliwości, ale bezsprzecznie był do niego mocno przywiązany i za nim tęsknił. Takim sposobem na ten uroczy widok potrafił uśmiechać się tylko cierpko sam do siebie i odsuwać się w cień, aby dać mu trochę prywatności.
Mimo braku reakcji ze strony Yongnama, Himchan nie pozwolił Jongupowi wrócić do spania u siebie. Początkowo chłopak czuł się dziwnie, czując śpiące, kuszące i tak przepiękne ciało księcia Wschodu tak blisko siebie. Przez wiele godzin po prostu leżał bezsennie, obserwując go wśród mroku, słuchając równego oddechu, od czasu do czasu pozwalając sobie na nieśmiały dotyk, który nigdy jednak nie ostawał za długo. Bał się. Znajdował się w niebezpiecznym położeniu, bał się, że jeszcze trochę i nie wytrzyma... Ale nie mógł złamać jego rozkazu. Himchan byłby poważnie niezadowolony, gdyby Jongup się mu postawił... Dlatego męczył się dalej, mało śpiąc i ciągle marząc. Marząc o tym, aby jego pan wrócił jak najszybciej i go uwolnił. Niestety, mijał kolejny tydzień wojny, kolejny tydzień nieobecności Yongguka w pałacu, a Jongup w końcu zaczynał tracić kontrolę.









- Bracie.
Natasha zastała Yongnama naprawdę w nietypowej dla niego sytuacji; książę stał nad kołyską swojego syna, delikatnie ją huśtając, a na jego ustach malował się delikatny uśmiech. Kobieta sądziła, że ten nie ma w sobie za grosz ojcowskiej miłości, wychowanie go zostawiając Lyah, mamkom i swojemu ojcu... Czyżby się pomyliła? Jego uśmiech zdawał się być naprawdę szczery, ale Yongnam z natury był świetnym aktorem. Nawet nie zwrócił na nią uwagi, dlatego podeszła bliżej, odchrząknęła i powtórzyła:
- Bracie.
Mężczyzna w końcu podniósł na nią wzrok. Delikatny uśmiech zniknął momentalnie z jego twarzy, zastąpił go jego zwyczajowy, charakterystyczny grymas.
- Witaj, siostro. Co cię do mnie sprowadza?
Natasha skinęła na niego głową i przysiadła na sofie, składając dłonie na kolanach.
- Nic szczególnego. Ojciec znowu usiłuje wydać mnie za mąż.
Brwi Yongnama powędrowały ku górze.
- Za kogo tym razem?
- Kolejnego barona. Podobno to miałoby nam zapewnić jego lojalność... Nawet nie wiem po co, jest tak stary, że umrze za góra pięć lat. A jeszcze wcześniej stanie się bankrutem, o ile będzie kontynuować ten tryb życia, który teraz prowadzi. - Natasha wzruszyła ramionami, ukradkiem zerkając na dziecko w kołysce. - Nie wierzę, że Lyah zostawiła go pod twoją opiekę.
Yongnam zignorował ostatnie zdanie i podszedł bliżej do siostry, chowając dłonie w kieszeniach.
- Przychodzisz z tym do mnie, bo...?
- Musiałam się komuś wygadać, proste.
Przyszły król roześmiał się, ton tego śmiechu wcale nie odpowiadał kobiecie. Poprawiła się niepewnie na sofie i rzekła:
-  Co cię tak rozbawiło, bracie?
- Od kiedy z czymś takim przychodzisz do mnie, a nie do Lyah, czy Himchana?
Sposób, w jaki wypowiedział imię księcia, był aż nazbyt oczywisty. Natasha westchnęła z poirytowaniem, po czym wstała, zerkając ukradkiem na brata.
- Czemu aż tak go nie lubisz?
- Nie lubię? - zdziwił się Yongnam, patrząc na nią ze zdziwieniem. - Dlaczego miałbym go nie lubić? Wprost przeciwnie, naprawdę za nim przepadam. Tylko trzymam się na dystans... Wiesz, czemu.
Nie przekonała jej ta odpowiedź. Zdecydowanie coś było nie tak. Podeszła bliżej kołyski i zerknęła na śpiącego malca, zupełnie nieświadomego wszystkiego, co działo się wokół niego. Ach, co to będzie, gdy dorośnie...?
Oparła dłonie na kołysce, po czym rzekła:
- Nie podoba mi się to, jak go traktujesz.
- A jak mam go traktować, by nie dostać w twarz od naszego kochanego brata? - spytał lekko poirytowany Yongnam, sięgając po czarę z winem. - Nawet nie mogę z nim normalnie porozmawiać. A to nie znaczy, że bym nie chciał.
- A teraz? Yongguk jest na wojnie, nic nie stoi naprzeciwko.
Yongnam upił łyk cierpkiego napoju i pokręcił głową.
- Nic nie rozumiesz. Jongup jest cały czas przy nim, nie ustępuje go na krok. To prawie tak samo, jakby Yongguk w ogóle nie wyjechał. - spojrzał na nią poważnie. - Przykro mi, ale nie mogę nic zrobić. Chyba, że znajdziesz sposób, aby zając Jongupa na kilka chwil...
Natasha zastanowiła się. To nie byłby zły pomysł... Na pewno dzięki temu zapanowałaby lepsza atmosfera w pałacu, Yongnam i Himchan w końcu by sobie wszystko wyjaśnili, a Yongguk o niczym by się nie dowiedział. Poza tym domyślała się już, czym może zająć Jongupa. Uśmiechnęła się delikatnie do siebie i pokiwała głową.
- Nie ma sprawy. Zrobię wszystko, abyście się w końcu dogadali.
Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech i odstawił puchar na swoje miejsce.
- Jesteś niesamowita, siostro.










Dzień upłynął w miarowym spokoju, ustępując wieczorowi, który także nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jongup pomógł Himchanowi w kąpieli, ubrał go w nocną szatę, zgasił wszystkie świecie, po czym pozwolił jemu pierwszemu wejść pod kołdrę i przykryć się nią dokładnie. Sam położył się obok dopiero wtedy, gdy sprawdził, że na pewno drzwi są zamknięte, ubrania na rano przygotowane, kotary zasłonięte, a księciu niczego więcej nie brakuje. Ułożył się, jak zwykle, na samym skrawku łoża i przymknął powieki, próbując zignorować krew, niemożliwie głośno szumiącą mu w uszach. Chciał zasnąć jak najprędzej i chociaż zazwyczaj po pięciu minutach Himchan już mocno spał, tym razem tak się nie stało. Książę leżał i patrzył w przestrzeń, zupełnie tak, jakby coś go dręczyło. Jongup nie miał odwagi aby zapytać, co to takiego.
W końcu Himchan sam przerwał milczenie, najpierw głębokim westchnięciem, potem słowami:
- Czemu zawsze kładziesz się tak daleko? Kiedyś w końcu spadniesz.
Jongup spojrzał na niego uważnie i zagryzł dolną wargę. Zrozumiał, co chciał przez to powiedzieć i ostrożnie, bardzo powoli przysunął się o kilka milimetrów bliżej niego.
- Wystarczy, panie?
Książę początkowo nie odpowiadał, lecz po kilku minutach kolejne westchnięcie przerwało ich milczenie.
- Zimno mi, Jongup.
- Potrzebujesz kolejnej szaty, pan-?
- Nie. Chcę, abyś mnie przytulił.
Nie takiej odpowiedzi chłopak oczekiwał. Podniósł na moment głowę z poduszki i zająknął się tak, jakby nie bardzo wiedział co odrzec, a tym bardziej uczynić. Himchan był jednak nieugięty, sam wyciągnął ku niemu swoje ramiona, a Jongup po raz kolejny nie potrafił mu odmówić. Bardzo ostrożnie, jakby się bał, że go potłucze, wziął go w ramiona i pozwolił mu oprzeć miękki policzek na swoim ramieniu. Tym razem już nie potrafił zignorować serca, które biło jak oszalałe, ani dreszczów, które momentalnie przeszły jego ciało. Niepewnie objął księcia jednym ramieniem w pasie, robiąc wszystko, aby go jakoś rozgrzać. Bo podobno było mu zimno, prawda?
- Lepiej? - spytał po upływie chwili. Spodziewał się, że książę uśnie, ten jednak pokiwał tylko głową. Był to smutny gest, tak smutny, że Jongup już wiedział; coś zdecydowanie go dręczyło. - Coś się dzieje, panie?
Himchan przez moment bawił się kołnierzykiem swojej koszuli, zupełnie tak, jakby zastanawiał się nad tym, czy ma mu odpowiedzieć, czy nie. Wiedział, że Jongup zrozumie, kiedy mu nie wyjaśni. Ale mimo to otworzył po chwili usta i szepnął:
- Potrzebuję mężczyzny, Jongup.
Nie takiej odpowiedzi chłopak się spodziewał. Zamrugał powiekami, chwilę mu to zajęło, nim zebrał się w sobie, aby odrzec:
- Nie mogę nic na to poradzić, panie, księcia Yongguka tu nie ma.
Himchan zacisnął mocno powieki, w ich kącikach zabłyszczały łzy. Czy będzie płakał? O nie, nie nie nie, Jongup nie mógł na to pozwolić. Obiecał księciu, przysięgał, że cokolwiek się stanie, nie pozwoli mu uronić ani jednej łzy. Podniósł się więc odrobinę i wytarł je kciukami najszybciej, jak potrafił, dalej uważnie na niego spoglądając.
- Panie...
- Wiem, że go tu nie ma, nie musisz mi o tym przypominać. - książę mruknął po czym podniósł na niego wzrok. Przez moment po prostu na siebie patrzyli, cisza ponownie zapanowała między nimi. Jongup już wiedział, że jest stracony. To koniec. W chwili, w której pochylił się i złączył ze sobą ich usta, kompletnie stracił kontrolę.
Objął go w pasie i przyciągnął do siebie najbliżej, jak się tylko dało. Książę westchnął rozkosznie w jego usta, Jongup był zdziwiony tym, że nie walczył, nie odepchnął go, nie wypędził... Oddał pocałunek, objął go ramionami za szyję, zupełnie tak, jakby...
Chciał coś powiedzieć, jednak Himchan kompletnie mu na to nie pozwolił. Ich pocałunek przyspieszył, oba ciała zadrżały w zgodnym tempie, a Jongup postanowił wyłączyć umysł na tę chwilę, nie myśleć, skupić się tylko na obecności księcia, którego nawet nie spodziewał się, że pragnął aż w takim stopniu. Wszystko, co robił było gwałtowne, lecz delikatne. Każdy dotyk starannie przemyślany, mocny lecz subtelny, Jongup rozkoszował się tym, jakie dreszcze wywoływał nim u księcia. Uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy dłonie chłopaka schodziły coraz niżej, z uwielbieniem dotykając mlecznobiałych ud, brzucha, pośladków, kolan...
Książę był piękny. Cudownie piękny, wręcz przepiękny. Piękny tak bardzo, że chłopak nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Chociaż ta chwila nie będzie trwała wiecznie, postanowił ją pielęgnować w sobie i przeciągnąć na tyle, na ile tylko mógł. Miękka szata spłynęła z nieskazitelnego ciała księcia, nie pozostawiając Jongupowi nic do wyobrażenia. Z wielkim żalem uciszał jego rozkoszne jęki tylko dlatego, aby nikt nie mógł ich usłyszeć. Nie potrafił sobie wyobrazić tego, co by ich spotkało, jakby ktoś to nagle zobaczył...
Nie potrafił nie mówić mu tego bez przerwy, jak bardzo piękny jest. Twarz Himchana płonęła żywym ogniem, Jongup nie marnował ani chwili; sekundy dzieliły go od tego ostatecznego źródła rozkoszy, owocu tak zakazanego, że aż niemożliwie przepysznego.
I faktycznie.
Zrobił to.
W momencie tak nieoczekiwanym w swojej oczywistości. Himchan wplątał palce w jego włosy i mocno za nie szarpnął, zmuszając chłopaka, aby na moment zwolnił. Wyszeptał ciche przeprosiny, ale to nie trwało długo; już po chwili książę rzucił mu spojrzenie władcze, a jednocześnie niesamowicie spragnione. Jongup od razu wyprostował się i, obserwując go w całej jego gracji i elegancji, narzucił umiarkowane tempo, pozwalając sobie jedynie na niskie westchnienia.
Książę również robił co mógł: zagryzał wargę, wierzch dłoni, przyciągał go do pocałunku, ale było mu niesamowicie trudno pozostawać w miarę cicho. Jongup, nie odrywając od niego swoich warg, chwycił go pod kolanami i przysunął jeszcze bliżej siebie, czym wywołał u księcia nieco głośniejszy jęk. Spojrzał na niego uważnie, ale nie zatrzymał się, nie było takiej możliwości. Książę przymknął powieki, odchylił głowę mocno do tyłu, westchnął przeciągle i wyszeptał ciche, ledwo dosłyszalne "Jongup...". To dodało mu sił. Gwałtownie przyspieszył, całując go z całych sił w usta tak, aby nie wydostał się z nich już żaden dźwięk. Po kilku chwilach niesamowita rozkosz zawładnęła ciałem księcia, który pozostał bezwładny w ramionach chłopaka przez następne kilkanaście minut. Nie minęło dużo czasu, nim Jongup do niego dołączył, wciąż delektując się jego bliskością, ciepłem, zapachem, wszystkim tym, czego być może już nigdy nie zazna. Gdy obaj wrócili do siebie, chciał rzec cokolwiek, głównie przeprosić, jednak Himchan nie dał mu na to szansy. Pocałował go delikatnie na dobranoc i rzekł:
- To będzie nasza tajemnica, dobrze Jongup?
Chłopak był bardziej niż rad, mogąc ją z nim dzielić.

2 komentarze:

  1. Yongnam, łapy precz od Himchana! Co prawda, jakiś cudem bardzo Cię tutaj lubię, pomimo tego, że jesteś suczą, ale nie pozwolę ci skrzywdzić Himchana. Znaczy, Yongguk nie pozwoli >..<
    Natasha, nie pomagaj mu!! ;;
    Nah.... Himchan.... ._.
    Jak mogłeś no? Yongguk jak się dowie to się załamie ;;
    Nah...
    Weny, Yesiu~

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierzę, że znowu przegapiłam rozdział :/
    Natasha mnie naprawdę wkurzyła (trzeba być ślepym, żeby pomóc Yongnamowi, eh), a UpHimy bardzo się podobały (jestem ciekawa reakcji Yongguka... bo on na pewno się dowie... może właśnie od Yongnama? <- zobaczymy, czy mam intuicję; UpHimy się sprawdziły, więc mam satysfakcję i dalej próbuję przewidywać akcję ;) ).
    Dziękuję i życzę weny~

    OdpowiedzUsuń