sobota, 16 stycznia 2016

Z krwi i kości: "Wolność"







Na szczęście przyjęcie powitalnie nie trwało długo. Już koło północy zarówno żołnierze, jak i rodzina królewska udali się na spoczynek, gdyż zmęczenie obu stron było wręcz niewyobrażalne. Gdy cały pałac zdawał się być już pogrążony w śnie, a żadne wścibskie, niepowołane uszy nie czaiły się na każdym kącie, Himchan w końcu mógł opowiedzieć Yonggukowi, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Nie pominął żadnego szczegółu z zachowania Yongnama, przy okazji obserwując, jak z każdym jego następnym słowem Yongguk coraz mniej nad sobą panuje. Zacisnął dłonie w pięści, próbując jakoś rozładować złość w myślach, gdy książę nareszcie zakończył swą relację.
- Przepraszam, że musiałeś znosić takie upokorzenia... - odparł w końcu, wstając z łoża i podchodząc do stolika z winem. Wziął do ręki dwa puchary i szybkim krokiem wrócił do męża. - Mogłem nie polegać tylko na Jongupie... Gdybym przydzielił ci całą gwardię, nie ośmieliłby się nawet na ciebie spojrzeć.
Himchan uśmiechnął się do niego i pokręcił głową, odbierając puchar.
- W porządku, przecież ostatecznie nie zrobił mi krzywdy. Co nie znaczy, że nie zamierza tego uczynić w najbliższej przyszłości... - przygryzł dolną wargę, wpatrując się w szkarłatny napój. - Co powinniśmy zrobić, najdroższy?
Książę Yongguk upił spory łyk ze swojego pucharu, przez moment nie odpowiadając. Wlepił wzrok w obraz, który wisiał nad kominkiem, sam go tam powiesił; był to pierwszy wizerunek księcia Himchana, jaki ujrzał na oczy. Chociaż starannie namalowany, nie oddawał wszystkich szczegółów tak dokładnie, jak powinien. Mimo niewyobrażalnej urody młodzieńca uwiecznionego na tym płótnie, prawdziwy Himchan przerastał go w tej kwestii niemal dwukrotnie. Yongguk ponownie zbliżył puchar do ust, gdy niespodziewanie wpadł na genialny pomysł. Był ryzykowny, niebezpieczny i zdecydowanie niemoralny, lecz nie widział innej możliwości.
- Wygląda na to, że musimy go ubiec. - stwierdził, odkładając naczynie na bok. Himchan westchnął cicho, zerkając na niego z niedowierzaniem.
- Nie bardzo rozumiem. Chcesz...?
- Nie, nie zamierzam go zabić. To wciąż jest mój brat... - odparł, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem. Jak on w ogóle mógł o tym pomyśleć? - Ale nie mogę pozwolić, aby coś złego stało się tobie. Dlatego... lekko go do tego zmusimy.
Książę Himchan wytrzeszczył oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czyli jednak - on zamierza doprowadzić do samobójstwa własnego brata! W oczach Yongguka malowała się wściekłość i żal, jednak nie mówił pod wpływem emocji, on naprawdę chciał to zrobić. Himchan zagryzł delikatnie wargę, wlepiając wzrok we własne dłonie.
- Nie ma innej możliwości?
- Himchan, ten kraj pod rządami mojego brata upadnie. - mężczyzna chwycił jego dłonie w swoje własne i mocno ścisnął. - Wiesz, jaki on jest. Zupełnie nie dba o rodzinę, nie liczy się z niczyim zdaniem, byłby tyranem. Myślisz, że pozwoliłby zostać w zamku matce i tobie? - książę milczał. Yongguk miał rację, to była jedyna możliwość, aby ocalić nie tylko ten kraj, ale i Królestwa Wschodu i Zachodu. Starszy pochylił się i delikatnie ucałował drżące dłonie męża, by zaraz szepnąć:
- Spokojnie, najdroższy. Mam plan, wiem, co robić. To się uda, zobaczysz. Musi.
Himchan nigdy wcześniej nie wątpił w niego. Zawsze wierzył, że mężczyzna ma rację, dlatego zareagował delikatnym uśmiechem, kiwając lekko głową. Po raz kolejny dotarło do niego to, jak bardzo za nim tęsknił przez ten czas, który Yongguk spędził na wojnie. Jak on w ogóle sobie radził bez niego? Powoli przysunął się do niego jeszcze bliżej i oparł głowę na jego ramieniu, wzdychając cicho.
- Wierzę ci. Z całego serca ci wierzę.










Plan Yongguka był prosty, lecz wcale nie bezpieczny. Liczyła się w nim szybkość, zwinność i spryt, którym musiał wykazać się Himchan. Książę Środka ani na moment nie wątpił w to, że ten zrobi wszystko co w jego mocy aby się udało, chociaż w jego oczach malowała się obawa. Tłumaczył mu wszystko na spokojnie, jednocześnie ciągle akcentując, iż mu ufa. Było to bowiem najważniejsze w zadaniu, które stało przed młodszym księciem. Zaufanie własnego męża.
Sam udał się na spotkanie z bratem, aby przywitać go należycie. Zastał Yongnama we własnej komnacie, przyszły król właśnie zalepiał list woskiem i odkładał na bok. Na widok Yongguka uśmiechnął się cierpko pod nosem, wytarł dłonie w szmatkę i powstał, powoli do niego podchodząc.
- Witaj, bracie. Miło cię widzieć żywego po takim czasie. - przywitali się po bratersku, po czym Yongnam zaproponował młodszemu nieco wina. Ten odmówił.
- Przyszedłem na moment. Za pół godziny muszę się udać na trening, nie mogę opuszczać formy tylko dlatego, że mamy rozejm. - posłał mu pozornie miły uśmiech, udając, że nagle sobie o czymś przypomniał. - Właśnie! Mój mąż kazał przekazać ci list... Podejrzewam, że chodzi o moje urodziny, więc wyjątkowo go nie otworzyłem. - mrugnął do niego, wyciągając kopertę zza pazuchy i rzucił ją na biurko. - W każdym razie; uznajmy, że nic nie wiem o tym, iż szykujecie dla mnie niespodziankę. Obiecuję, że będę zaskoczony.
Wyszedł z komnaty z równie sztucznym, co szerokim uśmiechem. Doskonale wiedział, co znajdowało się w liście do Yongnama - pozornie szczerze przeprosiny Himchana i zaproszenie do jego komnat wieczorem, po kolacji, gdy Yongguk miał spędzić nieco czasu z ojcem. Znał swojego brata, a ufając temu, co powiedział mu jeszcze Himchan, był święcie przekonany, że jego starszy brat tam się dzisiaj zjawi.
Szybkim krokiem skierował się ku wyjściu z pałacu. Gdy już znajdował się w ogrodzie, skręcił w odwrotną stronę od boksu ćwiczeniowego. Ruszył w kierunku pałacowej spiżarni, gdzie znajdował się jeden z pomocników kucharza, człowiek znający się na wszelkich, trujących roślinach i ich właściwościach. Człowiek ten już czekał na niego z niewielką buteleczką przezroczystego płynu w dłoni - wywarze z rośliny, której nazwę aż strach wymówić.
- Pamiętaj, panie - jedna kropla prowadzi do agonii, utraty mowy, węchu, słuchu i wzroku, natomiast dwie do natychmiastowej śmierci. Bądź uważny. - rzekł, ostrożnie kładąc naczynie na dłonie księcia. Yongguk od razu schował truciznę za pas, upewniając się, że jest bezpieczna, po czym wyjął worek ze złotem i podał go chłopakowi, dziękując mu jeszcze za fatygę. - Nie ma problemu, panie. Interesy z tobą to przyjemność.
Po wyjściu ze spiżarni, Yongguk miał już wszystko, czego potrzebował. Słońce znajdowało się nisko nad ziemią, książę Himchan powinien już kończyć przygotowania. Teraz zostało mu już tylko przekazać flakonik i życzyć powodzenia. Oczywiście, że nie zostawi go z bratem samego, byłoby to szalenie nieodpowiedzialne. Cały czas będzie czekał na niego za drzwiami i nasłuchiwał, trzymając w gotowości sztylet za pasem. Byłby głupi, gdyby tego nie uczynił.
Gdy powrócił do ich wspólnej komnaty, książe faktycznie był już gotowy. Odwrócił się w jego kierunku, wzrokiem odszukując flakonik z trucizną, który już po chwili znalazł się w jego dłoniach.
- Pamiętaj; tylko jedna kropla. - ostrzegł go jeszcze, nim po raz ostatni ucałował jego usta, życząc mu tym krótkim gestem powodzenia. Tej nocy wszystkie ich problemy się skończą, był tego pewien. Z dobrą myślą zamykał za sobą drzwi, zerkając na blado czerwone niebo za oknem. Uśmiechnął się do siebie cierpko i udał, że rusza w kierunku boksu ćwiczeniowego.








Książę Himchan czekał, nerwowo poprawiając szatę nocną. Yongguk zniknął dosłownie przed kilkoma minutami, a on już zaczął się zastanawiać nad wszystkimi scenariuszami dzisiejszej nocy. Wszystkie świecie, jakie znajdowały się w komnacie, zostały zapalone, dookoła unosił się wyraźny, acz delikatny zapach róż i cynamonu. Dobry afrodyzjak był połową sukcesu, niańki zawsze mu to powtarzały.
Był w połowie głębokich rozmyślań, gdy niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi. To musiał być Yongnam. Himchan wziął głęboki oddech i rozsiadł się wygodniej na łożu, po chwili dopiero nakazując mu wejść do środka. Zdziwiło go, że po prostu tu nie wtargnął, jak pewnie miałby to w zwyczaju. Najwidoczniej przyszły król był tego wieczora w wyjątkowo dobrym humorze. Już w progu obdarzył księcia jednoznacznym uśmiechem, bardzo powoli i po cichu zamykając za sobą drzwi.
- Przeczytałem twój list. - zaczął, w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. - Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem.
- Czego, panie? - spytał Himchan, momentalnie uruchamiając to, w czym był najlepszy - sztukę uwodzenia. Doskonale czuł, jak wzrok starszego mężczyzny wędrował po jego odsłoniętej łydce i kolanie, by spocząć na delikatnie przekrzywionej w bok twarzy i lekko uśmiechniętych ustach.
- Wiele ryzykowałeś, wysyłając go przez swojego męża. Mógł go otworzyć i przeczytać. - odparł, podchodząc do tacy z owocami, by wziąć do ręki parę winogron i zjeść je wszystkie za jednym razem. - Byłeś jednak bardzo przekonywujący. Twoje warunki są do przyjęcia, lecz nie na dłużą metę. Jeśli się tobą znudzę, to i tak zostaniesz odesłany.
- To bez znaczenia. Później będę się tym martwić. - odrzekł książę i podniósł się elegancko na równe nogi, po czym podszedł do stołu, przy którym stał Yongnam i sięgnął po dwa puchary napełnione winem. - To dla ciebie, panie.
Yongnam z wdzięcznością odebrał od niego naczynie, nie odrywając jednak wzroku od jego twarzy. Odwzajemnił jego uśmiech i zamoczył usta w trunku, jego wolna dłoń powędrowała na delikatnie odsłonięte ramię młodszego księcia, jasne, czyste, kuszące. Prędko opróżnił kielich i odstawił go na miejsce, jednym pewnym ruchem przyciągając go do siebie i oplatając ramionami w pasie.
- Na co więc czekamy? Korzystajmy z tego, że mój brat ma dziś wyjątkowo zajmujący trening. - rzekł cicho wprost do jego ucha, sekundę później pozwalając swoim dłoniom zakraść się pod materiał szaty. Himchan jednym ruchem pociągnął go w kierunku łoża, sugestywnie odsłaniając drugie ramię. Przyszły król poczuł lekkie zawroty głowy, przysiadł więc na jego krawędzi, a szeroki uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Jesteś piękny. - oznajmił, obie dłonie opierając na jego biodrach. Cichy śmiech księcia sprawił, że odczuł kolejne, tym bardziej jeszcze silniejsze zawroty, a także delikatne pieczenie w okolicach oczu, jednak zignorował to. Jedyne, o czym potrafił myśleć, to książę Himchan, najpiękniejsza kurtyzana epoki, która niestety (albo może i stety) należała już do jego brata. Jaka szkoda, że rzeczywiście będzie musiał się go później pozbyć!
Książę bardzo powoli przysiadł na jego kolanach, miał więc wyjątkową okazję, by po raz pierwszy móc podziwiać jego kształty z tak bliska, zupełnie bezkarnie. Z czasem zawroty głowy się nachyliły, opadł więc na pościel i pociągnął go za sobą, szepcząc mu coś jeszcze do ucha. Himchan jednak sprawnie go uciszył, całując go mocno i długo w usta. Gdy się od niego odsunął, a Yongnam ponownie chciał coś powiedzieć, nie mógł wydobyć z siebie głosu.
- Cóż to się stało panie? Zaniemówiłeś? - zdziwił się książę, przesuwając palcem wskazującym po jego wardze. Ponownie się nachylił nad jego uchem i coś szepnął, lecz Yongnam i tego nie usłyszał. Straszliwa, przerażająca cisza, pomimo poruszających się ust młodszego była czymś, co go kompletnie wyprowadziło z równowagi. Poczuł kolejne zawroty głowy, przez co przymknął na moment powieki, aby je jakoś uspokoić. Gdy następnie je otworzył, przed oczyma widział ciemność.
Gdy tylko Himchan ujrzał zdezorientowaną minę niedoszłego przyszłego króla, roześmiał się cicho i wstał na równe nogi, jeszcze przez chwilę na niego patrząc. Pragnął jeszcze coś powiedzieć, jednak nie miało już to żadnego sensu. Yongnam przecież nie mógł go już usłyszeć. W zamian za to podszedł do drzwi i uchylił je nieco, kiwając głową na Yongguka, który stał przy ścianie, ze zdenerwowaniem wystukując na niej rytm palcami.
- Gotowe. Możemy już go przenieść.
Yongnam przez całą drogę do jego własnej komnaty szarpał się niemożliwie. W jego niewidzących oczach malowała się agonia, którą mimo wszystko żal było im oglądać. Yongguk starał się nie patrzeć mu w twarz, położył szybko brata na pościeli, pod jedną rękę wetknął mu wcześniej napisany w jego imieniu pożegnalny list, w drugą natomiast sztylet.
- Wiesz, co robić, bracie. Żegnaj. - rzekł, ostatni raz przyglądając się żywemu bratu. Yongnam szybko odnalazł dłonią sztylet i zacisnął na nim palce. Ani Yongguk, ani Himchan nie chcieli wiedzieć, co sobie teraz myśli i czuje. Zapewne było to coś okropnego.
Młodszy z braci zacisnął palce na nadgarstku Himchana i poprowadził go w kierunku wyjścia. Za drzwiami ucałował go w czubek głowy i szepnął z nieukrywanym żalem, ale jednocześnie dumą:
- Udało się dzięki tobie.
Książę wymusił delikatny uśmiech i, drżąc delikatnie, wtulił się w jego pierś, by po chwili odrzec.
- Wiem, najdroższy.

2 komentarze:

  1. ...Dobra, jestem w zbyt wielkim szoku by sensownie to skomentować...
    Co tu się właśnie stało...? Yongguk czy ty naprawdę...? Ty Yongnama tak po prostu...? I Himchan...? Co..? ;;
    Nie mam słów... ;;
    Weny życzę... ;;

    OdpowiedzUsuń
  2. ...
    ...
    Zwyczajnie mnie zamurowało. O ile zachowanie Yongguka pasuje mi do niego (oczywiście tylko w opowiadaniu), to Himchana... po prostu jestem w szoku; wydawał się taki delikatny, eteryczny i przez to bierny. A tu proszę, nawet idealnie pasuje do tej roli.
    Bardzo podoba mi się pomysł wspólnej zbrodni i wspólnej tajemnicy (teraz to dopiero mój klimat!). Jestem ciekawa, jak dalej poprowadzisz ten wątek.
    Dużo, dużo weny na kolejne rozdziały~

    OdpowiedzUsuń