piątek, 11 listopada 2016

"Profesor"


Większość historii zazwyczaj kończy się na pogrzebie. Akurat ta się od niego zacznie. Nie jest to jednak do końca tak paradoksalne, jakby mogło się wydawać. Zawsze, gdy coś się kończy, zwalnia tym samym miejsce, aby coś innego mogło się zacząć. Jest to normalna kolej rzeczy, dlatego fakt, że ta wyjątkowa znajomość zaczęła się w dniu pogrzebu pewnego mężczyzny nie jest zaskakujący. Jedynie nieco... osobliwy.
Mężczyzna ten miał już ponad osiemdziesiąt lat i zmarł śmiercią naturalną. Był profesorem literatury na pobliskim uniwersytecie, a pomimo tego, że na jego pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi, nie pojawił się nikt z jego rodziny. Himchanowi zawsze żal było starego profesora. Cała rodzina się od niego odwróciła, a mimo to nie tracił pogody ducha. Kochał swoją pracę, studentów i książki. W końcu niewiele więcej już posiadał.
Zawsze był pod wrażeniem ogromnej wiedzy profesora i jego cierpliwości. Uwielbiał każdego, dosłownie każdego studenta, który przychodził na jego zajęcia. Witał ich z otwartymi ramionami, zupełnie jak własne dzieci i robił wszystko, aby przekazać im jak najwięcej wiedzy. Himchan lubił go tak bardzo, że czuł się niemal zafascynowany starym profesorem. Nie opuścił żadnych zajęć, starał się jak najwięcej na nich udzielać, a potem zawsze atakował go pytaniami. Niestety, mężczyzna  był już naprawdę wiekowy, pomimo tego ani omieszkał odejść na emeryturę. Nikt się nie spodziewał, że odejdzie tak szybko.
Na pogrzeb przyszli głównie studenci i pracownicy uczelni. Żadnej rodziny. Dodatkowo zbierało się na deszcz, co było jeszcze bardziej przygnębiające. Himchan otworzył swoją parasolkę i stanął z boku, obserwując jak ludzie powoli opuszczają teren cmentarza. Postanowił jeszcze chwilę tam postać, w końcu i tak nie miał obecnie nic innego do roboty. Wszystkie zajęcia na jego wydziale były odwołane do końca tygodnia. I tak nie potrafiłby się na nich skupić...
Gdzieś w oddali zagrzmiało. Wokół grobu zrobiło się już prawie całkowicie pusto, pozostał tylko on sam i jeszcze jeden chłopak z czarną parasolką w dłoni, pewnie niewiele młodszy od Himchana. Jego pełne usta były ciasno zaciśnięte, jakby za wszelką cenę starał się nie rozpłakać. Na moment podniósł wzrok znad grobu, ich spojrzenia się spotkały. Himchan po raz pierwszy w życiu ujrzał tego człowieka.
Przez kilka minut po prostu na siebie patrzyli, jakby podziwiając nawzajem estetykę swoich oczu. Pomimo ich smutnych wyrazów, te oczy wydawały się im w tym momencie niezwykle interesujące, charakterystyczne, wręcz intrygujące. W końcu Himchan pierwszy odwrócił wzrok, nie mogąc jakby dłużej utrzymać presji tej sytuacji. 
Tajemniczy chłopak obszedł grób profesora i stanął obok niego, na tyle blisko, że materiały ich parasolek zetknęły się ze sobą. Nie patrzyli już na siebie. Znowu najważniejszy był zmarły profesor. 
- Podobno byłeś jego ulubieńcem. - młodszy chłopak odezwał się w końcu, wzdychając cicho. Himchan zmarszczył nieco brwi i wzruszył ramionami. - Zawsze stawiał nam ciebie jako przykład.
- Po prostu... bardzo lubię literaturę. - odparł w końcu, zdziwiony brzmieniem swojego własnego, długo nieużywanego głosu. Przestąpił z nogi na nogę, zastanawiając się przez moment nad jego słowami. - Słuchaj... często o mnie wspominał?
Nieznajomy uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową.
- Naturalnie. Tak często, że aż sam zapragnąłem cię poznać.
Himchan zmieszał się odrobinę, nim mruknął ciche i proste "aha". Przez moment obaj milczeli, wspominając profesora, głównie jego słowa, gesty, charakterystyczny sposób w jakim się śmiał, ubierał i czesał. Nie wyglądał staro. Tak naprawdę Himchan w życiu nie przypuszczał, że może mieć ponad osiemdziesiąt lat.
- Jak to możliwe, że zmarł ze starości? Tak świetnie się trzymał... - powiedział nieznajomy, jakby czytając w jego myślach.
- Lekarze powiedzieli nam, że to śmierć naturalna. 
- Może tak powiedzieli, bo on im kazał...?
Ponownie zapanowało między nimi milczenie. W międzyczasie przestało padać, a na niebie pojawiło się nieśmiałe, wiosenne słońce. Himchan złożył swoją parasolkę i westchnął.
- Przepraszam. Muszę już iść.
- Rozumiem. Nie ma sprawy. Tak prawdę mówiąc, to ja też powinienem się już zbierać. - młodszy posłał mu nieśmiały uśmiech. - Ale... zobaczymy się jeszcze kiedyś?
Himchan podniósł powoli wzrok na jego twarz. Dlaczego wciąż nie złożył swojej parasolki...?
- Och. Cóż... Jeśli masz ochotę...
- Mam. Inaczej bym nie pytał.
Starszy, będąc nieco zmieszanym, skinął nieśmiało głową.
- W porządku. W takim razie znajdę cię na uczelni... Mógłbym tylko poprosić o twoje imię?
- Daehyun. Nazywam się Daehyun.



~*~ 



To dziwne spotkanie męczyło Himchana do samego końca tamtego tygodnia. Przede wszystkim nie spodziewał się tego, że profesor tak go rozsławi. Na dodatek nigdy wcześniej nie powiedział mu, że jest jego ulubionym studentem. W końcu wszystkich rzekomo zwykł lubić jednakowo.
Przez te kilka dni nie robił praktycznie nic. Pił kawę za kawą, kładł się spać późno, budził się w porze obiadu, nocami zapisywał stronę za stroną w swoim dzienniku. Popołudniami czytał książki, wciąż miał na półce mnóstwo tych, które polecił mu profesor. Czasami coś jadł, o ile nie zapomniał. Dziwny to był okres, na granicy samej wegetacji i depresji.
Wraz z nadejściem poniedziałku wrócił na uczelnię, jednak bez profesora to już nie było to samo. Studia straciły swoją magię, budynek od razu stał się bardziej ponury, jakby bez życia. Dopiero wtedy zaczął dostrzegać brzydkie, białe ściany, zbyt ostre światła w każdej sali, brudną podłogę i tą dziwną, ciężką atmosferę tajemniczości i Wielkiej Wiedzy. 
Czuł się zbyt zmęczony, aby o tym myśleć. Gdzieś około środy ponownie przypomniał sobie niespodziewanie o Daehyunie. Nie wiedział dlaczego, ale wewnętrznie czuł, że powinien z nim porozmawiać jeszcze raz. Podczas jednej z przerw między zajęciami zabrał się więc za szukanie chłopaka. Nie wiedział nawet, co dokładnie studiuje poza tym, że miał zajęcia z literatury u profesora. 
Znalazł go ostatecznie całkiem przypadkowo w niewielkiej grupie początkujących z języka angielskiego. Gdy Daehyun wyszedł z sali, ich spojrzenia spotkały się, a czas jakby natychmiastowo zwolnił. Himchan o mało nie wypuścił książek z rąk. Ten moment był tak intensywny, że aż wywołał na jego plecach dreszcz.
- Wiedziałem, że mnie znajdziesz. - powiedział młodszy, swoimi słowami przywołując go z powrotem na ziemię. Himchan zamrugał powiekami i machinalnie skinął głową.
- Chodźmy stąd. Gdziekolwiek. Może na kawę? - kontynuował Daehyun, a starszy dopiero teraz zauważył jak ciepły i przyjemny miał głos. Mógłby go słuchać godzinami, poza tym perspektywa wypicia z nim kawy wydawała się naprawdę atrakcyjna.
- Dobrze. Chodźmy. - odparł, chwytając go za nadgarstek i ciągnąć czym prędzej w kierunku wyjścia z tego zimnego, pachnącego śmiercią uniwersytetu.


~*~ 


Daehyun miał dwadzieścia lat i pochodził z Busan. Do Seulu przeprowadził się oczywiście ze względu na studia. Planował zostać nauczycielem, od zawsze było to jego marzeniem. Uwielbiał jazz, dobre książki, kochał jeść i jeździć nocną komunikacją miejską. Himchan słuchał go z niekłamaną przyjemnością. Daehyun jak już zaczął mówić, to nie potrafił przestać; jego kawa już dawno wystygła, jednakże on nie zwrócił na to uwagi. Himchan nie narzekał, polubił jego ciepły, melodyjny głos i ton, którego używał. 
Czasami prosił go, aby to starszy coś o sobie opowiedział. Normalnie nie miał z tym problemów, jednak przy nim czuł się dziwnie mały, jakby jego własne życie nie znaczyło prawie nic. Powiedział mu w końcu, trochę nieśmiało, o tym, co ewentualnie mogło być w nim interesują; że urodził się w Seulu, od około osiemnastego roku życia mieszka sam, ma ukochanego kota, persa o imieniu Giovanni, był na trzecim roku studiów i pragnął zostać pisarzem. Ten ostatni fakt zainteresował Daehyuna najbardziej. 
- Piszesz?
- Trochę. - odparł Himchan, popijając swoją kawę. - Głównie opowiadania. Ciągle jedynie zbieram pomysły na coś dłuższego.
- Dlaczego studiujesz literaturę?
- Powiedzmy. - wymienili uśmiechy i dopili swoje kawy. Ta dyskusja bezsprzecznie jednak zmierzała w jednym kierunku i obaj doskonale o tym wiedzieli. Tajemnicza śmierć profesora. Himchan przełknął głośno ślinę i rzekł:
- Nie wiem, czuję się tak, jakby po jego śmierci wszystko straciło swoje barwy... Brak mi zapału, który wcześniej posiadałem. Cała ta szkoła wygląda zupełnie inaczej. Nie sądziłem, że jedna osoba może tak wiele zmienić...
Daehyun przez moment nic nie mówił. W końcu wziął głęboki oddech i odparł:
- To prawda. Znaczy, nie uczę się tu jakoś specjalnie długo, lecz i tak odczułem różnicę. Mam wrażenie, że profesor był duszą tego miejsca. Nie dziwię się, że nikt nie chce go zastąpić. Żaden iny profesor literatury nie będzie miał już takiego znaczenia...
Himchan spuścił wzrok na jego dłonie. Palce chłopaka delikatnie wystukiwały bliżej nieokreślony rytm o blat stolika. Sam Daehyun zdawał się bardzo intensywnie nad czymś zastanawiać. Starszy nie chciał mu przeszkadzać, dlatego skinięciem dłoni przywołał kelnerkę i poprosił o rachunek. Daehyun przegryzł delikatnie dolną wargę i pokręcił głową, jakby odganiał natrętne myśli.
- Słuchaj, może nie powinienem tego proponować, ale... Zechcesz napić się ze mną wina?
- Wina? - Himchan powoli uniósł brwi ku górze. Kochał wino, było jego ulubionym alkoholem, chociaż nie przypominał sobie, aby mówił mu o tym... Uśmiechnął się nieśmiało i skinął głową.
- Naturalnie. I tak nie miałem zamiaru jutro przychodzić na uczelnię...
Zapłacili za kawę i wyszli z kawiarni, na moment postanawiając zapomnieć o profesorze i jego tajemniczej śmierci w najmniej oczekiwanym momencie.


~*~


Kilka godzin i dwie butelki wina później znaleźli się w mieszkaniu Himchana. Tam otworzyli kolejną, trzecią z kolei i usiedli razem w ciszy na kanapie. Rozmawiali przez cały dzień, dlatego pod jego koniec nie odczuwali już takiej potrzeby. Himchan włączył jedną ze swoich ulubionych płyt, a spokojna i cicha melodia wypełniła pomieszczenie. Daehyun dawno nie czuł się tak zrelaksowany. 
Godzinę i dziesięć minut później, gdy i ta butelka została opróżniona, a nagrania na płycie się skończyły, poszli razem do łóżka. Seks w tym momencie wydawał się tak naturalny i oczywisty, że bez niego cały wieczór byłby bezbarwny, niedokończony, mdły. Himchan już nawet nie martwił się tym, że został przygodą na jedną noc, czego szczerze nienawidził. Daehyun wydawał się taki znajomy, troskliwy, opiekuńczy i uważny, że nie zwracał uwagi na żadne okoliczności.
Kiedy skończyli było już wyjątkowo późno, dlatego Daehyun postanowił zostać. Obaj nie potrafili jednak zasnąć. Leżeli obok siebie i patrzyli w sufit, pomimo prawie kompletnego mroku. Słuchać było jedynie sygnał karetki zza okna i ich własne oddechy. Himchan westchnął cicho i przymknął powieki, po raz kolejny zamierzając nareszcie zasnąć, jednak niespodziewanie poczuł ciepłą dłoń Daehyuna na jego biodrze. Ta szybko odnalazła jego nadgarstek i zacisnęła się na nim nieznacznie. Ten, pomimo ciemności, odwrócił się w jego stronę i zagryzł dolną wargę.
- Daehyun?
Młodszy wziął głębszy oddech i szepnął:
- Myślę o okolicznościach, w jakich się poznaliśmy.
Himchan pokręcił głową i odszepnął:
- Nie myśl o tym. 
- Nie potrafię. Przepraszam. Po prostu... Mam dziwne wrażenie, że profesor to jakby zaplanował. Znaczy się, nasze spotkanie oczywiście. Jakby chciał, abyśmy się spotkali i... cóż...
Himchan milczał przez moment, patrząc na jego całkowicie skąpaną w mroku twarz. W końcu westchnął i przysunął się nieco bliżej.
- Dlaczego więc po prostu nas sobie nie przedstawił?
- Pamiętałbyś wtedy o mnie? Gdyby profesor tak po prostu nas do siebie zaprosił?
Cisza ponownie zapanowała po jego słowach, była jednoznaczną odpowiedzią. Daehyun ponownie westchnął cicho i sięgnął dłonią w kierunku lampki, aby ją zapalić. Spojrzał na starszego uważnie i skinął głową.
- Chyba masz rację... Ale jaki mógłby mieć w tym cel? W czym obaj jesteśmy wyjątkowi?
Himchan nie potrafił mu na to odpowiedzieć. Znał profesora na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak tajemniczym człowiekiem był i jak wiele rzeczy zatrzymuje dla siebie... I zabiera do grobu. Momentalnie posmutniał i ponownie zerknął na młodszego, który ciągle nie odrywał od niego wzroku.
- Mam coś na twarzy? - zamrugał ze zdziwieniem.
- Nie. Lubię na ciebie patrzeć. - odparł i uśmiechnął się nieznacznie. - Lubię czytać twoje emocje. Nie umiesz ich zatrzymywać w sobie. 
Znali się bardzo krótko, łącznie to nie będą nawet dwa dni. Jakim cudem Daehyun tego się tak szybko domyślił?
- Nie martw się. - kontynuował. - Profesora już nie ma, ale najwidoczniej jego planem było, abyśmy się poznali. Chociażby na jego pogrzebie. Nie zostawię cię samego.



~*~


Oficjalnie nadal profesor zmarł z przyczyn naturalnych, ale im więcej Himchan o tym myślał, tym częściej dochodził do wniosku, że to niemożliwe. W takim razie co było tego przyczyną? Samobójstwo? Zabójstwo? Choroba?
Nie potrafił skupić się na nauce do egzaminów. Często dzwonił po Daehyuna i prosił go, aby do niego przyszedł. Młodszy chłopak naturalnie spełniał jego prośby, nawet jeżeli sam nie miał czasu. Razem próbowali się uczyć, rozmawiać na najróżniejsze tematy, albo po prostu leżeli na dywanie i w ciszy patrzyli w przestrzeń.
W międzyczasie Himchan wciąż usiłował pisać. Pisał dużo, ale rzadko kiedy kończył to, co zaczął. Wszystkie pomysły z czasem wydawały mu się coraz bardziej beznadziejne i mdłe, zupełnie niewarte spisania. Frustracja Himchana sięgała zenitu, kiedy niespodziewanie z pomocą przyszedł Daehyun.
- Może spisz naszą historię?
W pierwszym momencie chciał go wyśmiać. Pomysł był banalny i kompletnie szalony, jednak im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej przekonany był. Daehyun usiadł na krześle obok i podał mu długopis i czystą kartkę, na jego ustach zakwitł szeroki uśmiech.
- Jak powinienem zacząć?
- Tak, jak to wszystko się zaczęło, Himchan. Od samego początku.
Takim oto sposobem zaczął pisać. Spisywał prawdziwe wydarzenia, czasami nieco koloryzując prawdę, aby nadać im większy sens. Pisał rok, dwa lata, nie wiedząc dokładnie, gdzie ma skończyć. Skończyli studia, wyprowadzili się daleko od Seulu, ale on ciągle pisał. W końcu ich historia toczyła się nadal.
Ostatecznie dzieło liczyło sobie ponad tysiąc stron. Himchan zdecydował się wydawać je po kawałku w gazetach literackich, gdzie stało się naprawdę popularne. Dopiero kilka lat przed śmiercią, kiedy był absolutnie przekonany o tym, że nic ciekawszego ich już nie spotka, zebrał wszystkie rozdziały w jedno dzieło. Wielkiego sukcesu książki nie doczekał jednak ani on, ani Daehyun; obaj zmarli tego samego dnia, o tej samej godzinie, pozostawiając po sobie spisaną w całości ogromną część ich wspólnego życia.
Wiele lat później dzieło stało się klasykiem literatury. Wielcy profesorowie poświęcali lata nad badaniem go, opowiadając z przejęciem i uznaniem dla geniuszu autora swoim studentom. Historia, niby pozbawiona jednego, głównego wątku, była niezwykle tajemnicza i wciągająca. Nikt nie potrafił wyjaśnić jej fenomenu, ale książkę znał dosłownie każdy.
Himchan pod sam koniec przypomniał sobie o starym profesorze. Wciąż nie rozwiązał zagadki jego śmierci, jednak nareszcie rozumiał, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby on i Daehyun się poznali. Wiedział już też, dlaczego był jego ulubionym studentem, dawał mu tyle książek i cieszył się, gdy z nim dyskutował.
Na samym końcu książki zamieścił mały dopisek, ni to dedykację, ni to memoriał. Po prostu dwa krótkie zdania:





"Ja, JH stworzyłem tę książkę. 
Jednak to profesor stworzył nas."

2 komentarze:

  1. Uwielbiam czytać Twoje prace, jeszcze nigdy (i oby aż do końca) się na nich nie zawiodłam, Twoje pomysły są zawsze tak wciągające *-*
    Bardzo mi się podobało!
    weny~~ ♡

    (Sorry za mało inteligentny i krótki komentarz, brak czasu B myślenie :<)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam czytać Twoje prace. Naprawdę są inne niż większość ff tworzonych przez fanów kpopu. Wciągają, są świetnie napisane i nie są schematyczne.
    Życzę dużo weny i Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń